Profesorowie

To chyba będzie najdłuższa notka ever, ale się nie zniechęcajcie:)

W czasie lunchu dosiadła się do mnie pani na oko koło 60. Z racji tego, ze miała czerwony tiszert (a takie nosi stołówkowy i ogólnie uczelniany staff, bo czerwony to kolor uczelni), a na moim stoliku były papierki po poprzednich ludziach pomyślałam, że przyszła je pozbierać i przy okazji stwierdziła że zagai. No i zagajała. Miło się rozmawiało bo pani była bardzo sympatyczna, a na koniec powiedziała tak: ‘ja jestem profesorem tutaj na pedagogice, jeśli będziesz czegoś potrzebowała, wpadaj śmiało’. Jej, jak ja się wtedy ucieszyłam, że nie przyszło mi do głowy podać jej tych papierków czy coś xD

W ogóle wszyscy są dość bezpośredni, pani która miała prowadzić spotkanie organizacyjne dla pierwszaków z socjologii stwierdziła że najlepiej jak sobie posiedzimy w jej gabinecie (spotkanie miało się odbywać w innym budynku), więc powiedziała żebyśmy sobie tam przeszli. Na miejsce dotarliśmy wcześniej niż ona, oczywiście gabinet był otwarty, a my mogliśmy wejść i się rozejrzeć;D Powitał nas plakat Zmierzchu na drzwiach, a potem było tylko lepiej – kolekcja dvd z Buffy (i Twilightem naturalnie też;P), karty z pokemonami, podręczny zestaw biwakowy itd.;) Pani wyjaśniła pierwszakom co i jak, zapytała czy dobrze nam się mieszka z naszymi roommatami, oprowadziła po wydziale, pokazując gdzie ma gabinet który prof., a że ja i jeszcze jedna dziewczyna miałyśmy problem z zalogowaniem się do systemu z rejestracją na zajęcia, to zaprowadziła nas też do czegoś w stylu IT center na wydziale:)
I oczywiście w razie czego, zawsze możemy wpaść i ją zapytać o coś czego nie wiemy:)

Jeśli chodzi o profesorów z którymi mam zajęcia to wszyscy jak na razie wydają się być spoko. Pan prof. z socjo jest Bułgarem i mówi trochę strasznym angielskim xD Aczkolwiek jest dość pocieszny, a przedmiot ciekawy, więc myślę, że nie będzie większych problemów.

Pani do której chodzę na Human Differences powiedziała, że po paru zajęciach będzie pamiętać jak kto się nazywa. A na zajęcia chodzi jakoś tak z 60 osób. Widać, że pracowała jako social worker bo po pierwsze faktycznie pamięta już część imion, a po drugie totalnie wie jak nas podejść. Listę czytała samymi imionami i pytała się jaka forma nam odpowiada, więc jeśli np. jakaś dziewczyna nazywała się Jessica i powiedziała, że woli Jess, to pani sobie notowała, żeby na drugi raz tak przeczytać.

Pan od niemieckiego jest fantastyczny. I bardzo bardzo przypomina Larsa (dla tych co znają Larsa;)). 
Mam spory sentyment do tego języka (tak, nawet po Unii;P) i pomimo tego, że nie używałam go już z 5 lat to rozumiem tak 80-90% tego co pan mówi:) Z resztą stara się jak może, żebyśmy zrozumieli, pokazuje, wydaje dźwięki i takie tam;) Nawet w podstawówce niemiecki był bardziej na poważnie;) I właściwie traktują mnie trochę jak takie zjawisko społeczno-kulturowe. Na każdych zajęciach musze odpowiadać na pytania w stylu:
‘A polujecie w Polsce na dziki?’
albo
‘A smarujecie się kremem do opalania?’
albo
‘Macie w Polsce chińskie restauracje?’
albo
‘- A gdzie jeździcie na wakacje? Do Grecji?
- No tak. Do Egiptu na przykład też.
- Ojeeeeeeeeej, do Egiptu!’ xD

Czasem też pan sprawdza moją wiedzę o Stanach i widzę, że czuje misję, żeby mnie z ich kulturą zaznajamiać. Czasami oczywiście wychodzi na to, że nie znam rzeczy które im wydają się być na poziomie basic, a znowu znam te, których nie zna nawet pan prowadzący. Tak było z beer pongiem. Widać pan prof. nie jest zaznajomiony z amerykańskimi serialami dla młodzieży, które lecą nawet w Polsce;) Jeden z chłopaków zaczął coś o tym beer pongu mówić, temat się rozkręcił i pan pyta się mnie (ech, znów to poczucie misji;P):
‘A Ty w ogóle wiesz o czym my rozmawiamy?’
Ja: ‘No jasne’
Sala: świerszcze

A pan szybko nadrobił zaległości i też już wie jakie są reguły beer ponga:) Jak to podsumował jeden chłopak: ‘Everybody wins’:)
No w każdym razie czuję się taką ciekawostką z Europy;) I w ogóle dla nich Polska to prawie Niemcy bo przecież obok itd. I mają też wyobrażenie, że każdy Europejczyk tak do 18 roku życia objechał już całą Europę. Bo przecież wszystko jest blisko. Więc wg nich my tylko tak jeździmy i zwiedzamy;P

Pan od prawa jest chyba jedynym prowadzącym, który ma normalne, amerykańskie nazwisko;D
I wizualnie jest takim Jackiem Poniedziałkiem. Ludziom z prawa mógłby się skojarzyć z dr Sawczukiem od finansów:) Z kalkulacji wynika, że musi być już po 40, ale niebardzo po nim widać, no i jest po prostu hot. I jest bardzo zabawny. Aż miło się siedzi na zajęciach;D
A co do samych zajęć to są ciekawe. Na pierwszych omawialiśmy np. ten hipotetyczny przypadek (pewnie o nim kiedyś słyszeliście), że ktoś chce popełnić samobójstwo, skacze, powiedzmy, z 10 piętra, a na 5 piętrze kłóci się jakaś para, on strzela, ale kula przelatuje przez otworzone okno i trafia tego gościa od samobójstwa. No i czy ten facet będzie oskarżony o morderstwo itd. A na drugich zajęciach był przypadek odszkodowania od McDonald’sa za zbyt gorącą kawę. Zapewne większość z was też o tym słyszała. My się z tego śmiejemy, ale tej poparzonej pani nie było do śmiechu – kawa oblała jej uda i narządy płciowe i miała poparzenia 3 stopnia… oczywiście leczenie poszło w tysiącach dolarów. A odszkodowania dostała 2,5 miliona $. Kwota taka duża bo skarg na tę kawę było wcześniej kilkaset a Mac nic z tym nie zrobił. Więc im dowalili, tak dla przykładu. Konkluzją tego przydługiego wywodu jest to, że zajęcia są ciekawe i bardzo mi się podobają:)
I hmm, tak jak teraz myślę, to właściwie chyba na wszystkich zajęciach jestem jedyną osobą z zagranicy.

A i jeszcze jedna ciekawa sprawa – u nich raczej nie siedzi się na zajęciach 1,5 czy 2 godzin. Prawie każde zajęcia są rozbite na 50 min albo 1h 15 min i odbywają się 2 albo 3 razy w tygodniu. No i nie ma podziału na wykład i ćwiczenia naturalnie (ale to już raczej wszyscy wiedzą z amerykańskich seriali;P)