Prawo jazdy cz. II - Egzamin



Poprzednią notkę zakończyłam szokującym stwierdzeniem, że pozwolono mi zupełnie legalnie poruszać się po amerykańskich drogach zdając jedynie egzamin teoretyczny 😃 Warunkiem było tylko posiadanie w samochodzie drugiej osoby (jako pasażera), która ma już prawko. Jakoś nie miałam ciśnienia, żeby od razu podchodzić do pełnego egzaminu, więc parę miesięcy pojeździłam na moim permicie.

W Stanach zdając prawo jazdy jako osoba dorosła nie trzeba kończyć żadnego kursu (dla nastolatków są organizowane kursy w szkołach). Nie musiałam więc wysiadywać godzin na teorii ani brać lekcji z instruktorem. Aczkolwiek na to drugie zdecydowałam się bo od kiedy ostatnio jeździłam (czyli od mojego kursu w Polsce) minęło już trochę czasu.

Stanęło więc na tym, że zaczęłam jeździć z panem Ronem. Okazało się, że jest on emerytowanym nauczycielem, czyli cierpliwość ma 😊 Do tego ma doświadczenie z zagranicznymi studentami więc mniej więcej orientuje się w przepisach drogowych z innych krajów. Posiada też wieloletnią praktykę w oduczaniu używania lewej stopy podczas jazdy (przypadłość osób, które uczyły się jeździć na samochodzie ze sprzęgłem 😄 ).

Po co jeździć samochodem ze sprzęgłem jeśli można bez? Tak, jestem fanką automatów 😊

Ogólnie rzecz biorąc pan Ron był super, więc wykupiłam bodajże cztery jazdy. W cenie tego mini kursu objeździliśmy stałą trasę, którą lubią egzaminatorzy oraz miałam pokazane wszystkie miejsca, na które muszę uważać (np. znaki STOP, Amerykanie mają na ich punkcie obsesję). Poćwiczyliśmy nawet parkowanie równoległe, chociaż wtedy już właściwie tego nie wymagali na egzaminie (jednak z tym nigdy nie wiadomo, egzaminatorki z mojego DMV mają opinię jędzowatych, więc kto wie co może przyjść im do głowy…). Pojechaliśmy też raz na autostradę, ale też w ramach krótkiego przećwiczenia sobie, na egzaminie tego nie ma.

Amerykańska obsesja na punkcie znaku STOP - tutaj wersja STOP All-Way, pierwszy jedzie ten, który się pierwszy zatrzymał (taka amerykańska uprzejmość, coby nie czekał za długo 😂)

Tym razem na egzamin trzeba się umówić, ale nie czeka się długo. Interesowała mnie sobota z rana i pani dała mi kilka terminów do wyboru. Według mnie sobota jest najlepszym dniem na zdawanie egzaminu bo zazwyczaj nie jeżdżą wtedy autobusy szkolne. Problem z nimi jest taki, że posiadają one własny znak stop, wyciągany znienacka przez kierowcę 😔 Więc jeśli w porę się nie zauważy, że kierowca go wyciąga lub przejedzie się koło autobusu (nawet na przeciwległym pasie) gdy znak stopu nie jest jeszcze do końca schowany no to wtedy po egzaminie.

Na egzamin musiałam przynieść trzy rzeczy: permit (który potwierdza, że zdałam teorię), zieloną kartę (potwierdza, że jestem tu legalnie) oraz ubezpieczenie samochodu (zdaje się na swoim aucie, jeśli nie miałabym swojego to mogłabym wypożyczyć od pana Rona).


Jazdy na placu nie ma bo… DMV nie ma swojego placu (przynajmniej moje w Iowa i Północnej Karolinie nie miały). Przed budynkiem jest zwykły parking (dzielony między innymi z pobliskim spożywczakiem 😂 ), pokazuje się tam, że umie się włączyć światła i egzaminator z grubsza ogląda samochód, żeby stwierdzić czy nadaje się do jazdy. Na szczęście nie trzeba się bawić w sprawdzanie oleju jak na polskim egzaminie 😅


Przed jazdą samochód przechodzi szybką inspekcję, aczkolwiek niezbyt szczegółową. Nasze auto, z dziurą w przedniej szybie (w polu widzenia kierowcy), uznane zostało jako spełniające warunki, żeby na nim zdawać egzamin 😊
Z mojej egzaminatorki jędzowatość wyszła już na początku bo zaczęła od narzekania, że za daleko zaparkowałam 😏 No, ale nic, zaaprobowała samochód i mogłyśmy ruszać. Pojeździłyśmy po okolicy tak jak pokazał mi pan Ron (głownie małe uliczki) i wróciłyśmy na parking. Całość (włącznie ze sprawdzaniem samochodu) zajęła może 15 minut.

Gdy siedziałyśmy na parkingu pani wyjęła tablet i podliczyła ile punktów mi obcina. Zaczyna się mając 100 punktów, żeby zdać można stracić max 36. Mnie odjęła za to, że mogłam szybciej jechać 😃 No, mogłam, ale wolałam wolniej bo za to ewentualnie odejmą punkty a przy przekroczeniu limitu nawet o 1 milę i nawet jeśli trwa to sekundę, kończy się egzamin.




Po podliczeniu okazało się, że zdałam, więc mogłam wrócić z nią do budynku DMV i odebrać papierową wersję prawka (tak jak to permitu zdjęcie i badanie wzroku było na miejscu). Plastikową wersję prawka też przysyłają pocztą. Koszt to zazwyczaj 5 dolarów na rok, w Iowa komputer losuje na ile lat się dostaje i tyle się płaci 😄 Mi wyszło 20 dolarów. Z kolei w Północnej Karolinie zazwyczaj dają na 8 lat, więc trzeba od razu wybulić 40 dolarów.

I na tym właściwie można zakończyć przygodę z DMV bo potem przedłuzenie prawka można załatwić przez Internet a plastikowy dokument przysyłany jest do domu pocztą 😊