Nauczanie domowe w USA




Kontynuując moje edukacyjne wywody dziś coś na temat homeschooling czyli nauczania domowego. Rozwiązanie dość popularne w Stanach i wciąż mało popularne w Polsce. 

Problem z informacjami dotyczącymi nauczania domowego w Stanach jest taki, że każdy stan ma swoje własne regulacje i ciężko to potem przełożyć na statystyki wglądem całego kraju. W niektórych stanach (Alaska, Connecticut, Idaho, Illinois, Iowa, Indiana, Michigan, Missouri, New Jersey, Oklahoma i Texas) nie jest wymagane nawet zgłoszenie do kuratorium, że rozpoczyna się homeschooling. Więc nawet dane ile dzieci jest uczonych w domu są szacunkowe.

Najjaśniejsze pola - stany, które nie wymagają rejestracji nauczania domowego
https://projects.propublica.org/graphics/homeschool


Jakie regulacje najbardziej różnią się między stanami? Na przykład popularny ostatnio temat szczepień. W większość stanów można zapisać dziecko do szkoły publicznej mówiąc, że nie szczepi się z powodów religijnych i nie trzeba żadnych zaświadczeń od księdza itd. Rodzice często dają odręcznie napisane oświadczenie, coś w stylu „Trzymamy się zasad, które nakazał nam Bóg, a On powiedział, żeby nie szczepić” (serio, widzę takie często u siebie w pracy).

Jednak są stany, które mają bardziej surowe zasady. W Michigan oprócz napisania oświadczenia rodzice muszą obowiązkowo przejść szkolenie dotyczące tego jak działają szczepionki, jakie są zagrożenia związane z nieszczepieniem itd. Natomiast szkoły w Kalifornii, Mississippi i Zachodniej Wirginii w ogóle nie akceptują zaświadczeń od rodziców. Jedynym wyjątkiem na jaki pozwalają to nie szczepienie ze względów medycznych i potrzebny jest tu papier od lekarza. Więc jako rodzic albo  zmienisz/nagniesz swój światopogląd i zaszczepisz dzieciaka, albo musisz go sam uczyć w domu.



Religia to właśnie jeden z głównych motywatorów do rozpoczęcia homeschoolingu. W USA jest dużo większa różnorodność religijna niż w Polsce i jest tu też dużo więcej ekstremistów, którzy np. traktują Biblię dosłownie. Ucząc dziecko w domu, w pełni kontrolują przekazywane mu treści jak na przykład, że Ziemia liczy sobie 10 tys. lat, a ewolucja to ściema 😞

I tak, program nauczania można w sumie układać według własnego uznania. Są gotowce w Internecie, ale tak naprawdę często rodzice mają wolną rękę. W pracy zdarza się, że widzę dokumenty dziecka, które było wcześniej uczone przez rodziców, więc muszą nam napisać co właściwie z nim przerobili. Jako program nauczania wpisują „various sources” („różne źródła”, czyli właściwie co? 😏), albo "nie pamiętam" lub (to mój hit wypatrzony ostatnio) "okładka odpadła, więc nie wiem"...

Około połowa stanów teoretycznie wymaga, żeby określone przedmioty były nauczane, ale… w większości z nikt nie sprawdza czy faktycznie są.

Jasny kolor - stany, które nie mają regulacji jakie przedmioty muszą być nauczane
https://projects.propublica.org/graphics/homeschool







Czyli kto sprawdza czego dziecko się nauczyło?
Często jest to rodzic, który jest jednocześnie nauczycielem, jednoosobową komisją podczas pisemnych egzaminów (odbywających się w domu) oraz egzaminatorem i osobą promującą ucznia do kolejnej klasy. Bardzo obiektywne 😅 Zresztą, większość stanów nie wymaga jakichkolwiek egzaminów.

Jakie kwalifikacje musi mieć rodzic, żeby uczyć dziecko? Zazwyczaj żadnych. Tylko 10 stanów wymaga od rodzica ukończenia szkoły średniej. W pozostałych można nawet nie skończyć podstawówki i dalej mieć prawo uczyć swoje dziecko.

Tylko dwa stany posiadają regulacje dotyczące kryminalnej przeszłości rodzica lub pozostałych domowników. W Pensylwanii rodzic, który wszedł w konflikt z prawem może dostać zakaz homeschoolingu do 5 lat. 

Natomiast stan Arkansas zakazuje, żeby w domu, gdzie będzie nauczane dziecko mieszkał pedofil. Ale, ale… rodzic może napisać petycję, żeby zniesiono względem ich rodziny to wymaganie. I to jest coś czego w ogóle nie mogę ogarnąć.



Mam wrażenie, że jak na razie z tego opisu wyłania się dość przygnębiający obraz nauczania domowego. Jednak badanie przeprowadzone w 2008 roku pokazało, że dzieci nauczane w domu osiągają średnio 37% lepsze wyniki niż dzieci z tradycyjnych szkół. Nie wszyscy uczniowie są przecież uczeni przez rodziców. Część rodziców wynajmuje tutorów/prywatnych nauczycieli przynajmniej do części przedmiotów.

Poza tym część dzieciaków nie bardzo ma inną opcję niż przejść na homeschooling. W USA obowiązuje rejonizacja, więc jeśli z jakichś powodów uczeń nie chce chodzić do przypisanej mu szkoły (np. ze względu na dręczenie przez innych uczniów) to ma wybór albo zapisać się do szkoły prywatnej (która jest płatna i zazwyczaj czesne jest dość wysokie, więc nie wszystkich stać) albo zapisać się do publicznej szkoły wirtualnej (o ile ich stan zaaprobował takie rozwiązanie i o ile ta szkoła ma jeszcze wolne miejsca bo zazwyczaj są one limitowane przez stan) albo wybrać najprostszą i najtańszą opcję czyli nauczanie domowe (uczyć może np. babcia, jeśli rodzic nie chce rezygnować z pracy).

Homeschooling sprawdza się też w przypadku dzieci z niektórymi niepełnosprawnościami (chociaż amerykańskie szkoły są zazwyczaj duuuużo lepiej dostosowane do np. osób poruszających się na wózkach niż szkoły polskie), działa też dobrze w przypadku młodych sportowców, którzy ciągle jeżdżą na zawody i treningi.



Także jak wszystko ma to swoje plusy i minusy, chociaż, ja wprowadziłabym trochę więcej regulacji bądź uszczelniła te, które są teraz. I na koniec taka ciekawostka z sąsiedniego podwórka – wiedzieliście, że w Niemczech homeschooling jest zakazany i w 2007 roku został uznany za jeden ze sposobów znęcania się nad dziećmi? Spróbujcie zaproponować coś podobnego Amerykanom, po takim wyroku na bank byłyby protesty o odbieranie obywatelom ich praw a za chwilę Sąd Najwyższy ogłosiłby, że to niekonstytucyjne 😇
Read More

Co warto zobaczyć w Waszyngtonie?





Dość rzadko zdarza się, żeby odwiedził mnie ktoś z Polski (czy w ogóle z Europy) więc za każdym razem gdy ktoś przyjeżdża to szalenie mnie to cieszy i ekscytuje. We wrześniu miałam okazję spotkać się z Basią (z którą znamy się z liceum) i poznać jej chłopaka Sławka. Przyjechali co prawda głównie zwiedzać Nowy Jork, ale na szczęście zdecydowali się także na jednodniową wycieczkę do Waszyngtonu. Tak więc spotkaliśmy się w połowie drogi (po ok. 5 godzin jazdy dla nas i dla nich).

Z Nowego Jorku do Waszyngtonu jest bezpośrednie połączenie i są to autokary bardzo podobne do Polskiego Busa. Można oczywiście wybrać też pociąg lub samolot. Busy (rozkład i ceny można sprawdzić tutaj) są jednak najtańsze i chyba najwygodniejsze dla turystów bo odjazd jest z Manhattanu, natomiast dworzec w Waszyngtonie jest usytuowany dosłownie kilka minut piechotą od większości atrakcji turystycznych. Basia i Sławek wybrali opcję, żeby wyjechać z Nowego Jorku wcześnie rano i wracać tego samego dnia ok. 19. Dzięki temu po północy byli już z powrotem u siebie. Dało nam to ok. 6 godzin na zwiedzanie, co powinno być wystarczającą ilością czasu jeśli chce się zobaczyć główne punkty turystyczne.

W odróżnieniu od większości amerykańskich miast, Waszyngton ma większość atrakcji turystycznych usytuowanych blisko siebie i bez problemu można zwiedzać na piechotę. Kolejną fajną rzeczą jest to, że spora część muzeów jest bezpłatna. Należą one do fundacji/ośrodka Smithsonian. My zwiedziliśmy Muzeum Historii Naturalnej (ale nie mieli tam gigantycznego dinozaura, moje największe rozczarowanie wycieczki) i Smithsonian Gardens, a gdy byłam w Waszyngtonie kilka lat temu to zahaczyłam tez o Air and Space Museum. Do Smithsonian należy też lokalne zoo.

Jako, że nie mieliśmy zbyt dużo czasu to skupiliśmy się na najważniejszych atrakcjach turystycznych (w kolejności zwiedzania): Sądzie Najwyższym, Bibliotece Kongresu, Kapitolu, Białym Domu, Pomniku Waszyngtona, Pomniku II Wojny Światowej i zakończyliśmy na Pomniku Lincolna. Na mapce to przedstawia się tak:





Tak to mniej więcej wygląda na żywo. Wszystko wydaje się bardzo blisko, ale chodzenia tak naprawdę jest sporo.


Jako, że sporo jest tam budynków rządowych polecam wziąć paszport, żeby w razie potrzeby można było się wylegitymować. Wydaje mi się, że mennica jest jakim miejscem gdzie nie wejdzie się bez pokazania paszportu (lub prawa jazdy w przypadku Amerykanów). Polski dowód niestety nic Amerykanom nie mówi i właściwie jest w Stanach nieprzydatny. W wielu budynkach jest podobna kontrola jak na lotniskach a na naszym parkingu zastaliśmy informację, że, ze względu na bliskość budynków rządowych, samochody są wyrywkowo przeszukiwane. Nasz na szczęście nie był, z czego się cieszę bo Basia przywiozła od mojej mamy sporo polskich herbat (tutaj z herbat ziołowych znają tylko miętę i rumianek 😉), więc myślę, że ktoś mógłby się przyczepić do tych małych woreczków z nieznaną substancją 😃)

Zwiedzanie zaczęliśmy od Sądu Najwyższego. Jest to tutaj na tyle poważana instytucja, że często ludzie znają nazwiska większości sędziów. Sąd Najwyższy niestety jest zamknięty w weekendy, więc tylko popatrzyliśmy:







Natomiast zaraz obok mamy Bibliotekę Kongresu. Znajduje się tu największy w USA zbiór polskich książek i nawet chcieliśmy sobie wejść do czytelni, ale okazało się, że trzeba mieć  kartę biblioteczną lub mieć legitymację potwierdzającą, że jest się naukowcem. Szkoda tylko czasu, który zmarnowaliśmy szukając wejścia do czytelni bo to był jakiś labirynt. 
A zdjęcia zrobiliśmy z przeszklonego balkoniku.


Czytelnia Biblioteki Kongresu


Budynek Biblioteki jest na tyle długi, że ciężko go ogarnać zwykłym aparatem 😃



Po drugiej stronie ulicy znajduje się Kapitol czyli siedziba Kongresu (amerykańskiego parlamentu). Można zwiedzać, ale nie można wnosić żadnych płynów (tak jak do samolotu, więc nawet butelki z wodą odpadają). Ogólnie jest tam mnóstwo policji, w miejscu gdzie formują turystów w grupki do wejścia krążył pan policjant z pieskiem oraz z największym karabinem jaki kiedykolwiek widzieliśmy. Także nie polecam wykonywać gwałtownych ruchów 😊.

Ciekawostka - w wielu stolicach amerykańskich stanów stoją budynki rządowe wzorowane na Kapitolu. I tak dla przykładu zdjęcie, które wykonałam w Des Moines, stolicy Iowa:










Biały Dom jest natomiast często turystycznym rozczarowaniem bo na żywo wygląda na mniejszy niż się wydaje w relacjach telewizyjnych. Zwiedzać można, nawet za darmo, ale trzeba to sobie zaplanować parę miesięcy do przodu. Polacy muszą zgłosić taką prośbę do Polskiej Ambasady w Waszyngtonie, a Amerykanie do kongresmana ze swojego okręgu. Także my nie weszliśmy....



Budynek Eisenhowera, sąsiaduje z Białym Domem i jest dużo bardziej okazały 😄
Za to trafiliśmy na parę demonstracji (tak, ludzie przychodzą pod dom Trumpa sobie pokrzyczeć, chociaż on tam właściwie nie mieszka i pewnie ma ich gdzieś, więc jak dla mnie szkoda zachodu). 

Bezpośrednio przed Białym Domem była demonstracja muzułmanów a zaraz potem natknęliśmy się na demonstrację Juggalos czyli subkultury, której członkowie skupiają się wokół hip-hopowej grupy Insane Clown Posse. Rozchodzi im się głównie o to, że FBI klasyfikuje ich jako gang. Nam krzywdy nie zrobili, chociaż znaleźliśmy się w samych centrum ich marszu. Zdecydowanie czułam się dużo bezpieczniej niż gdybym spotkała polskich narodowców na ich pochodzie 😂




Jednym z głównych amerykańskich symboli jest Washington Monument czyli Pomnik Waszyngtona. Jest wysoki na ponad 169 metrów i ma on upamiętniać prezydenturę Georga Waszyngtona. Do czasu wybudowania Wieży Eiffla był najwyższym budynkiem na świecie. Jednak trochę im zeszło z jego budową. Z bliska widać, że dół jest wykonany z jaśniejszego kamienia niż góra, a wynika to z faktu, że przerwano budowę na 27 lat. Powód? Bardzo prozaiczny, skończyła się kasa 😅. A potem wybuchła wojna secesyjna, więc dokończyli budowę dopiero 30 lat po śmierci architekta. Budynek teoretycznie można zwiedzać, w środku jest winda, niestety obecnie mają z nią ciągle problemy, więc opcja zwiedzania została czasowo zawieszona.




Naprzeciwko Pomnika Waszyngtona znajduje się Pomnik II Wojny Światowej, w miarę nowy zabytek, został otwarty w 2004. Zbiórkę pieniędzy na budowę rozpoczęto w 1994 roku, łącznie zebrano 197 milionów dolarów. Zrzuciły się organizacje weteranów, ale też pojedynczy obywatele. W nocy jest podświetlony i robi wtedy większe wrażenie niż w ciągu dnia.




National World War II Memorial sąsiaduje natomiast z Reflecting Pool i Pomnikiem Lincolna. Tak, to tam gdzie przemawiał Forrest Gump, a Reflecting Pool to ta sadzawka, do której wskoczyła Jenny 😃.

Amerykanie mają jednak częściej skojarzenia z przemową “I have a dream” Martina Luthera Kinga, która miała miejsce właśnie przy Lincoln Memorial. Tradycyjnie jest to tez miejsce różnych protestów, marszów itp. Na przykład na uroczystość związaną z rozpoczęciem prezydentury Obamy zebrało się tak ok. 400 tys. ludzi.  Pod pomnikiem znajdują się też jaskinie, ale można je zwiedzać tylko z przewodnikiem. Można tam zobaczyć np. stalaktyty i stalagmity.



Reflecting Pool to bardzo trafna nazwa 😍

Washington Monument oświetlony przez zachodzące słońce 😍

Ten posąg został wykonany z 28 kawałków marmuru, które następnie zostały sklejone ze sobą.


Warto pamiętać też, że Waszyngton należy do strefy klimatu subtropikalnego, czyli np. w połowie września temperatury wciąż mogą osiągać ponad 30 stopni. Jednak w USA wszyscy mają manię podkręcania klimy, więc wrażliwym turystom polecam wziąć sweter/kurtkę nawet w środku lata.


I ważna sprawa przy bookowaniu podróży oraz przy okazji rozmowy z Amerykanami – Waszyngton jako miasto to Washington DC, można powiedzieć nawet DC i też ogarną. Jeśli powie się tylko Waszyngton to może się okazać, że kupiliśmy bilet do stanu Waszyngton, który leży na zachodnim wybrzeżu (na północ od Kalifornii). Szczegół, ale istotny 😅

Read More
Obsługiwane przez usługę Blogger.

© Copyright usasrusa