10 rzeczy, które zaskoczyły mnie w USA





W zamierzchłych czasach, czyli roku 2011, prowadziałam serię Randomalnych ciekawostek gdzie bez ładu i składu pisałam o rzeczach, które zaskoczyły mnie w Stanach 😊. Wiele z nich naturalnie była związana z życiem studenckim. Myślę, że fajnie będzie kontytuować tę serię, poszerzając ją oczywiście o bardziej zróżnicowaną tematykę 😊 Zapraszam więc dziś na 10 (kolejnych ) rzeczy, które zaskoczyły mnie w USA.

1. Zmiana czasu



Mieszkając w Polsce oczywiście głębiej się nad tym nie zastanawiałam, ale gdyby mnie ktoś zapytał to pewnie powiedziałabym, że czas na letni/zimowy zmienia się wszędzie tego samego dnia. Nic bardziej mylnego J W Stanach zmieniamy czas zazwyczaj tydzień lub dwa po tym gdy Polacy przestawili zegarki. 


Więc różnica między Polską a np. Nowym Jorkiem to normalnie 6 godzin, ale przez te dwa tygodnie będzie to 5 godzin. Warto to sprawdzić jeśli wybieracie się do Stanów jesienią lub wiosną i bukujecie bilety w okolicach zmiany czasu.


2. Nikt nie ubiera się "na galowo"

Oczywiście chodzi mi o uczniów/studentów. Pierwszy dzień szkoły? Po co tracić czas na apele, są normalne lekcje, każdy przychodzi z plecakiem, w dżinsach i bluzie. Podobnie zakończenie roku. Nawet świadectw nie rozdają. Rodzic może sobie wziąć ze szkoły „Report card” czyli spis ocen wydrukowany ze szkolnego systemu, gdzie czasem jeszcze nauczyciel dopisze odręcznie „Have a great summer!” ("udanych wakacji").

Podobnie studenci, o czym już kiedyś wspominałam, nie stroją się na egzaminy, a oficjalna inauguracja roku w niczym nie przypomina naszej. Wszystko na luzie, zgodnie z zasadą, że ważne co ma się w głowie.


 
3. Religijność

Śmiem twierdzić, że Amerykanie są bardziej religijni od Polaków a przynajmniej chętniej o tym mówią. Większość Amerykanów wyznaje jakiś odłam chrześcijaństwa, ale jest tego tyle, że czasem ciężko się połapać jakie są między nimi różnice. Bardzo często można jednak usłyszeć od znajomych, że chodzą na „Bible study” albo należą do jakiejś kościelnej grupy. I nie są to osoby w wieku 60+. Kościoły (szczególnie te odłamy baptystyczne) to w ogóle często miejsce spotkań towarzyskich, gdzie można sobie przyjść i pogadać, niekoniecznie na tematy religijne.

Ach, no i prawie zawsze w szafce nocnej w pokoju hotelowym znajdziecie Biblię 😄


4. Numery kierunkowe... w telefonach komórkowych



Sprawa numerów kierunkowych w komórkach to koncept dla mnie wciąż niezrozumiały. Gdybym teraz kupiła komórkę oraz założyła sobie telefon stacjonarny to oba zaczynałyby się od 919 bo taki jest u nas „area code”. Ja swój telefon kupiłam jednak w Iowa gdzie kierunkowy był 515, więc podając gdziekolwiek w Północnej Karolinie mój numer wszyscy wiedzą, że nie jestem stąd. 

Mi nie robi to różnicy, ale są zawody, gdzie warto zmienić numer służbowej komórki na „lokalny” bo lepiej się będzie kojarzył klientom. Przykład? Mam znajomego, który pracuje w nieruchomościach, przeprowadził się do innego stanu, ale dalej pracuje dla tej samej firmy. Zmienił jednak numer służbowej komórki bo dla klientów był mało wiarygodny jako ekspert od lokalnego rynku nieruchomości w Północnej Karolinie z telefonem kontaktowym z Teksasu.



5. To nieprawda, że matematyka wszędzie jest taka sama

Zapis liczb po amerykańsku jest inny niż po polsku. Ogólnie zasada jest taka, że tam gdzie u nas kropka to u nich przecinek i na odwrót. Niby proste do zapamiętania, ale wciąż zdarza mi się pisać polskim sposobem nawet nie zauważając, że dla Amerykanów to zupełnie inna liczba. Już nie wspominając o czytaniu tego na głos. Jakie tysiąc dwieście, Amerykanin powie „12 setek” 😂

Parę lat temu, gdy nie do końca ogarniałam ten sposob czytania liczb, poszłam do banku i mówię do pani, że chce zrobić przelew na dwa tysiące. Pani dziwnie na mnie patrzy i mówi „Aha, to będzie 20 setek”. Ja na nią dziwnie patrzę i mówię „No… 2 tysiące” 😌 Chyba i tak do końca nie ogarnęła bo i tak źle wysłała 😪


6. Ale jak to kartka papieru to nie A4?



Amerykańskie kartki papieru są trochę bardziej kwadratowe niż te, które mamy w Polsce. Także polskie segregatory czy teczki na dokumenty do niczego się tu nie przydadzą bo te kartki się tam po prostu nie zmieszczą (są szersze). 

Ja mam oczywiście tutaj zarówno moje polskie jak i amerykańskie dokumenty (typu dyplomy ukończenia studiów, papiery imigracyjne itd.), więc muszę mieć dla nich osobne teczki/koszulki itp.


7. Brak grzejników

Nie jest to regułą, ale większość amerykańskich mieszkań i domów nie posiada grzejników na ścianach (a jeśli są to raczej w podłodze). Do tej pory każde wynajmowane przez nas mieszkanie miało wspólny system klimatyzacji i ogrzewania co oznacza, że w zależności od ustawienia, ciepłe lub zimne powietrze było nawiewane przez kratkę w ścianie.

Opowiadałam ostatnio Zackowi o wspaniałym wynalazku, jakim jest kaloryfer łazienkowy. Oczywiście wspomniałam, że chciałabym taki mieć w naszym przyszłym domu bo przecież super by się sprawdził (amerykańskie łazienki szybko łapią grzyba – zazwyczaj nie mają okien, wentylacja, która jest, tak naprawdę nie jest wystarczająca, szczególnie przy wilgotnym klimacie, więc nasze ręczniki baaaardzo wolno schną jeśli są powieszone w łazience). Na co on odpowiada – ale… to przecież cała konstrukcja domu musiałaby być inna. Więc…. chyba nie będziemy mieć grzejnika 😔



8. Obrzezanie chłopców

To dość ciężki i kontrowersyjny temat. Właściwie nikt o tym głośno nie mówi, ale prawie wszyscy rodzice fundują to swoim synom bo „przecież moi rodzice też tak zrobili, a poza tym to lepsze dla zdrowia”. I tak, mówię o większości Amerykanów, a nie o mniejszości żydowskiej. W latach ‘70 obrzezanych było ponad 90% noworodków płci męskiej, w latach ‘80 ponad 80%. Teraz to się trochę zmieniło, szczególnie w stanach z większym napływem imigrantów. W 2009 roku dane prezentowały się tak:



Jest to dla mnie temat szokujący bo funduje się to noworodkom, bez jakichkolwiek wskazań medycznych, czasem bez znieczulenia (w ostatnich latach i tak nastąpił progres, kiedyś wszystkie zabiegi obrzezania odbywały się bez znieczulenia...), a jeśli ktoś ma mocne nerwy to może znaleźć w Internecie grafikę prezentującą noworodka podczas zabiegu - dziecko przywiązane jest do stołu operacyjnego (bo przecież trzeba to jakoś zorganizować, żeby się nie ruszało jak go kroją na żywca…). 

Ba, to jeszcze nie wszystko, w przypadku obrzezania w rytualne żydowskim osoba przeprowadzająca zabieg ma też za zadanie ssać wypływającą krew. Jak pomyślę, że to wszystko jest legalne w 21 wieku to aż mi się słabo robi. Już nie wspominając o przypadkach gdzie dziecko tą drogą zostało zarażone różnymi chorobami, zazwyczaj opryszczką.

Mam też wrażenie, że spora część rodziców zapomina, że jest to jednak operacja a nie zabieg kosmetyczny i coś może pójść nie tak. Znany jest przypadek gdy właśnie przez to, że coś się nie udało, rodzice oraz lekarz zdecydowali się przerobić chłopca na dziewczynkę. Chłopiec jednak dziewczynką być nie chciał, po latach wrócił do swojej naturalnej płci, jednak przypłacił to depresją i samobójstwem.

Obecnie działają w Stanach organizacje, które zwracają uwagę na to, że modyfikacja narządów płciowych pacjenta bez jego zgody oraz bez wskazań medycznych to naruszanie praw człowieka.


9. Znieczulenie u stomatologa

Pozostając w klimatach medycznych – wizyta u stomatologa. To jest zawsze cyrk jak idę na borowanie i mówię, że poproszę bez znieczulenia (krótkie wyjaśnienie - kiedyś zdarzyło się, że znieczulenie poszło mi za blisko nerwu i przez parę tygodni nie czułam języka, moja stomatolog powiedziała, że zdarza się, że ludziom tak zostaje do końca życia, więc ja za znieczulenie zazwyczaj dziękuję, z resztą mam wysoki próg bólu i te kilka minut borowania wytrzymuje bez dużego cierpienia J)

W Polsce gdy mówiłam, że robimy bez znieczulenia to raczej spotykałam się z reakcją „ok, spoko”. Tutaj pytają po 10 razy czy jestem pewna i czy dam radę (swoją drogą szokuje mnie ten kontrast, że tyle razy się upewniają w przypadku głupiego borowania a tymi noworodkami z akapitu wyżej jakoś nikt się nie przyjmuje...).

Co więcej tutejsi lekarze stosują zazwyczaj znieczulenie ogólne do wyrywania ósemek. Muszę podpytać mojego stomatologa jaki to ma cel bo przecież przy znieczuleniu miejscowym i jak nie czuje połowy twarzy, a znieczulenie ogólne to jednak większe ryzyko.




10. Specyficznie grubi ludzie



I na koniec coś, co często przywoływane jest jako pierwsze skojarzenie z USA, czyli, że Stany to kraj grubasów. Jednak rozglądając się po moich amerykańskich znajomych większość ludzi wygląda tak jak w Polsce - są osoby szczupłe, ale sporo osób (szczególnie po 40stce) posiada oponkę/brzuch piwny. 

To co mnie zaskoczyło w Stanach, to osoby bardzo otyłe ze specyficznym rozmieszczeniem tkanki tłuszczowej. Wiem, brzmi dziwnie, ale już tłumaczę. Jeśli w Polsce widzi się osobę otyłą to zazwyczaj jest ona po prostu gruba, tak całościowo. W USA natomiast widuję osoby otyłe, które mają dość szczupłe przedramiona i łydki, natomiast cała reszta jest o 5 rozmiarów większa. 

Patrzysz na przykład na czyjeś przedramię, które jest ok a potem nagle ramię zamienia się w taki balon. Do tej pory nie wiem co powoduje u niektórych ludzi taką dystrybucję tłuszczu, domyślam się, że dieta (w tym hormony i stubstancje konserwujące, które nieraz zakazane są w krajach europejskich).
                             
                                               __________________________

Jeśli byliście w USA to czy któryś z powyższych punktów pokrywa się z waszymi obserwacjami? Moich zaskoczeń było tyle, ze pewnie dodam jeszcze w przyszłości kolejne posty w tej tematyce. Tak naprawdę im dłużej tu mieszkam, tym dziwniejszych rzeczy się dowiaduję J