Filadelfia

Podczas thanksgivingowej przerwy poczyniłam również tripa do Filadelfii, czy Philly, jak to się tutaj najczęściej mawia. Miasto nie do końca wyglądało tak jak je sobie wyobrażałam, myślałam że będzie więcej przestrzeni, ulice będą szerokie (winię za to piosenkę Streets of Philadelphia;P a tak swoją drogą w teledysku można zobaczyć większość budynków ze zdjęć, które zamieściłam). Miasto trochę przypomina mi Manchester (nowe wysokie budynki, wąskie uliczki pomiędzy nimi), ale tam gdzie są jakieś zabytki jest trochę więcej miejsca. Ale pomimo tego, że rzeczywistość poniekąd odbiegała od moich wyobrażeń bardzo mi się podobało. Najpierw udaliśmy się do Mütter Museum.
Ulotka mnie rozwala, przecież umlaut najważniejszy ^^


Jak mówi Wiki: "It contains a collection of medical oddities, anatomical and pathological specimens, wax models, and antique medical equipment." Czyli zniekształcone płody, bliźnięta syjamskie, dziwne narzędzia, którymi kiedyś grzebano w ludziach, zestaw czaszek z różnych krajów (Polskę reprezentuje czaszka pana lat bodajże 54, który zabił się z powodu skrajnej nędzy, ech), książki z ludzkiej skóry (i to wszystkie ze skóry jednej pani, chcieli ją w ten sposób uhonorować czy coś, bleee), rany postrzałowe różnego rodzaju, olbrzymie guzy i przerośnięte narządy (jest jedno takie mega mega jelito), choroby skóry, które zeżarły niektórym oko tudzież nos (jejku, co syfilis potrafi zrobić z ludźmi), zdeformowane szkielety (jejku, co gorset potrafi zrobić z żebrami), no i przede wszystkim mózg Einsteina;D Oczywiście nie cały, bo pokroili go na plasterki, więc było tam parę owych plasterków;)
Ogólnie polecam, jest trochę obrzydliwe, ale fajnie;D

Potem przeszliśmy się po historic district, a w międzyczasie zrobiłam też fotki wysokich budynków i paru zabytków (jak widać nikt się nie przejmuje co stoi koło czego;P):




Ach, byliśmy jeszcze Chinatown, ale ono jest wszędzie takie samo;P

Historic district była właśnie taka jak moje wyobrażenia Filadelfii, otwarta przestrzeń, idt. Do zobaczenia Liberty Bell była spora kolejka, ale czekało się krótko, no i na szczęście nie trzeba biletów wstępu;) Aczkolwiek widać tam amerykańską panikę (toż to symboliczny landmark na pewno terroryści chcą go zbombardować) i sprawdzają torebki (nie prześwietlają, po prostu grzebią niczym na juwenaliach), pewnie tych co wyglądają podejrzanie też obmacują.
A oto dzwon (barierka jest trochę daleko, ale da się sięgnąć ręką, oczywiście nie można tego robić, ale każdy ma to gdzieś):


Wiadomo, że kilka godzin zwiedzania to trochę mało, chętnie zobaczyłam tamtejszy uniwersytet bo to jednak Ivy League, zawsze miło byłoby też zrobić sobie zdjęcie z panem Rockym czy zobaczyć dom pana Kościuszki. Ale i tak jestem zadowolona z wycieczki i na koniec jeszcze urocza panorama wieżowców:

Read More

High school/Black Friday

Jak pisałam poprzednio, w zeszłym tygodniu wybrałam się do prawdziwego amerykańskiego liceum (po załączonym zdjęciu stwierdzam, że polskiego musi się tam nie uczą...):


Trip był dość krótki, więc będą głównie zdjęcia. Zobaczenie szafek było oczywiście głównym punktem wycieczki (btw, Amerykanie nie mogą uwierzyć, że da się żyć bez szafek):






Stołówka (proszę zwrócić uwagę jakie małe siedzenia 😉):


A tak się zachęca dzieciaki do czytania, eeeech:


Pozostała część biblioteki w dwóch ujęciach:



Sala lekcyjna (a nauczyciele nie mają pokoju nauczycielskiego, tylko poszczególne 'departamenty' mają swoje gabinety):


No i oczywiście gdzieś trzeba wystawiać szkolne musicale (piszę to całkiem serio, bo bokach na ścianach były wypisane wszystkie dotychczas zagrane musicale):



A w piątek był Black Friaday, czyli wyprzedaże. Część Amerykanów olewa Święto Dziękczynienia, żeby odpowiednio wcześniej zająć sobie miejsce pod sklepem (otwierane są o północy). Ba, do części sklepów potrzebne były wejściówki, które drukowało się z neta czy coś. Moim osobistym hitem był facet, który opryskał pozostałych klientów gazem pieprzowym, żeby szybciej dobiec do przecenionych rzeczy;P Agata nakręciła kilka filmików pod tytułem 'Szaleni Amerykanie zabijają się w centrum handlowych by kupić tańszy telewizor". Ja wybrałam się dopiero następnego dnia, było trochę tłoczno, ale do przeżycia. Oczywiście spotkałam Polki zakupoholiczki (nie ma to jak stać za kotarą w przymierzalni i słyszeć dobiegające zza drugiej kotary 'kurwa, kurwa'), no nie ma po prostu takiej opcji żeby gdzieś pojechać i nie spotkać Polaków. A w poniedziałek był Cyber Monday, nawet myślałam, żeby kupić aparat fotograficzny (50$ <3) ale nie rzucam się na razie za bardzo na wyprzedaże bo mam wrażenie że przed Bożym Narodzeniem ceny jeszcze spadną. A tak swoją drogą to dolar po 3,50zł, płacz i zgrzytanie zębów.
Read More

Thanksgiving break

Dziś wróciłam z kilkudniowej przerwy z okazji Święta Dziękczynienia, o której z resztą już wspominałam parę razy. Było fantastycznie, niestety jak to z takimi przerwami bywa bardzo się rozleniwiłam a tu za chwilę final exams (wszystkie w jednym tygodniu), czyli taka jakby nasza sesja. Chociaż nie przejmuję się tym za bardzo bo dziś sprawdziłam moje oceny z prawa i okazało się że przez święta pan prof sprawdził dwa ostatnie eseje, czy raczej 'essay exam assignment', każdy musiał być oparty na książce (każda jakieś 300 stron) i z obu dostałam A. Czy muszę dodawać, że nie przeczytałam żadnej z książek?;P

Powracając jednak do tematu Święta Dziękczynienia, dostałam właściwie 3 zaproszenia, jedno do Levittown koło Filadelfii, jedno do Concord koło Cleveland i jedno w stylu 'przyjdź na pierogi' od kolegi który mieszka w okolicy. Naturalnie wybrałam  pierwszą opcję, ponieważ pojawiła się jako pierwsza;)
Wycieczka wyglądała tak, że najpierw, we wtorek wieczorem, pojechałam z koleżanką do Pittsburgha (a raczej do Harmarville), a stamtąd już bezpośrednio do Levittown, czyli łącznie jakieś 8 godzin jazdy (i to wolnej jazdy bo padał deszcz i to bardzo bardzo). Ale za to później pogoda była wyborna, tak wyborna, że na przykład teraz w sobotę chodziłam w podkoszulce;D

Z tej racji, że podróż była długa i męcząca środa była raczej leniwa: piekliśmy z Zackiem brownies, Pan Tata zrobił nam obiad niczym z restauracji, a wieczorem poszliśmy pić (już bez Pana Taty naturalnie, ale za to z bratem Zacka, jego dziewczyną i znajomymi).

W czwartek było Święto Dziękczynienia, które organizowała Pani Babcia. Trzeba więc było ruszyć się z Pennsylwanii, tym razem do New Jersey (nie wiem czemu, ale zawsze mnie ekscytuje przekraczanie stanów;P). Ale jeszcze rano pojechaliśmy na doroczne spotkanie sportowców z Harry Truman High School nie żebyśmy byli specjalnie zainteresowani (to znaczy Zack miał zaproszenie, ale niespecjalnie się tym jarał), no ale wiadomo, ja nie mogłam przegapić okazji do zobaczenia prawdziwego amerykańskiego high schoola;P Mam trochę zdjęć, więc będzie osobna notka;)

Dom Pani Babci i Pana Dziadka zrobił na mnie ogromne wrażenie, był to najbardziej uroczy dom jaki widziałam w życiu. Wszyscy uważali, że to szalenie słodkie, że się nim tak podniecam, więc dostałam pozwolenie na robienie zdjęć haha. Pokój Pani Babci:



Myślałam, że umrę z przejęcia gdy zobaczyłam ten stoper do drzwi:


I cały dom tak wyglądał, ach...
A na przykład w kuchni "mom's busy please take a number" (awww)


Nawet drzwi do garażu były urocze:


Na prawo od tych drzwi było zejście do piwnicy, ale nie była to piwnica w polskim stylu, czyli 'trzymam tam ogórki i rower' tylko totalnie wypasiona piwnica, wyłożona drewnem, z fotelami i kolekcją książek i dvd. Na ścianach wisiały między innymi obrazy Pana Dziadka (btw, są razem z Panią Babcią od 60 lat, ach), a po drugiej stronie Pan Dziadek posiadał swój mini bar. Nie, nie barek, tylko bar. Była mała lodówka, była taka lada jak w barze, były krzesła jak w barze i nawet nieduży neon. A z tyłu półki z alkoholami. Podczas gdy większość rodziny chillowała na górze, co jakiś czas któryś z członków rodziny był werbowany do piwnicy, żeby w małym gronie spróbować drinka made by Pan Dziadek. Ja naturalnie też zostałam zaciągnięta na dół i Pan Dziadek zagadnął:
- Młoda damo, ile masz lat?
- 24
- No to jedziemy!
I polał;D A raczej zrobił drinka: likier, lód i mleko. Omg, ale to było dobre. Tak, nie odmówiłam kolejnego;P (Niektórzy byli już wtedy przy piątym;P)

W tym czasie zjeżdżała się rodzina, a Pani Babcia przygotowywała obiad (nie ma opcji, żeby ktoś ją wyręczał). Urzekł mnie Pan Wujek z Irlandii, który był mega fajny i chcąc mi zaproponował piwo (w końcu Irlandia^^) zagaił: "A masz już 21 lat?" i podczas gdy ja już zaczynałam mówić, że tak dodał: "A z resztą co to za różnica, jesteśmy Europejczykami" xD
Ale tak naprawdę chyba wszystkich przebiła Pani Ciotka (lat pewnie 40 parę), która co roku wymyśla coś zwariowanego, w tym roku postanowiła przebrać się za indyka i oprotestować Święto Dziękczynienia. Wyglądała tak:


Jej siostrzenica przebrała się za farmera (czyli pogromcę indyków), a mniejsze dzieciaki miały swoje własne transparenty. Najpierw zrobili protest w okolicy, a potem przenieśli się na autostradę ;D Ach, zaprezentowali też przed nami 'turkey dance' w międzyczasie;P


A na obiad był indyk;D I różne inne dziwne potrawy (wiem, że tradycyjne, ale jednak dziwne) w stylu sweet potatoes with marshmallows (?!) plus ciasta, ciasta, ciasta. Z racji tego, że Pani Babcia robi obiad jedyną okazją żeby się wykazać jest przyniesienie ciasta. Więc każdy przynosi. Nawet taka laska z Niemiec co robi za au pair do dwójki dzieciaków przyniosła swoje (chyba wcześniej nie wspomniałam, że Pani Babcia z Panem Dziadkiem mają 8 dzieci?;P a każde z dzieci naturalnie posiada własną, zazwyczaj co najmniej 4 osobową rodzinę?;P). Btw, była to ładna Niemka, zadziwiająco ładna. Ok, była to po prostu hot osiemnastka. Gdybym szukała au pair i miałabym męża to bym jej nie zatrudniła. Aczkolwiek była bardzo miła i dla wygody szybko przeszłyśmy z niemieckiego na angielski (i po co te lata nauki?).
Po deserze był wieczór karaoke, więc Panie Ciotki i dzieciaki wydzierały się piosenek Katy Perry, Lady Gagi czy Nicki Minaj (chociaż wykonanie Super Bass Pana Wujka z Irlandii było moim skromnym zdaniem najlepsze).
Następnie każdy zapakował swoje ciasto do samochodu (bo przecież ich nie zjedliśmy) i wróciliśmy do Pennsylwannii jak normalni, cywilizowani ludzie (ci nienormalni szturmowali wtedy sklepy, ale o tym to już może jutro bo dziś chce mi się spać;)).
Read More

Formal

Tak, wiem, miałam dodać notkę o formalu z zeszłej soboty. Ale thanksgivingi, zakupy, egazminy (i tak nie sądzę, żebym zdała egzamin z cywila, który miałam we wtorek, ale trudno, na ocenę końcową składają się 4 egzaminy, 4 eseje i online quiz, więc nie przejmuję się za bardzo;P) i tak dalej.

Zaczynając od początku, był to fraternity winter formal. Do tegoż fraternity należy kilku moich znajomych, jest to też byłe bractwo Zacka, więc gdy dostał zaproszenie ja automatycznie dostałam zapytanie czy chce zostać jego 'date'. I naturalnie się zgodziłam.
Pojechałam więc do pobliskiego shopping malla z moją wenezuelską koleżanką (lat 18, więc najbardziej kręcą ją ciuchy i chłopcy) by nabyć słitaśną kiecę, w walmarcie znalazłam tanie rajstopy (jejku, jak to się stało, że dopiero teraz odkryłam ich dział z rajstopami, są niesamowite), buty pożyczyłam od koleżanki z akademika (najwygodniejsze obcesy ever) a naszyjnik od kolejnej. Tym sposobem byłam totalnie przygotowana;)
Impreza miała miejsce w Erie, zgarnęliśmy też po drodze kolegę i jego 'date' (date miała tak naprawdę swojego chłopaka, ale nie chciało mu się ruszyć tyłka, ech, amerykańscy chłopcy) i pojechaliśmy. Oczywiście wyjechaliśmy za późno, ale wszyscy oprócz mnie byli członkami bractwa, więc stwierdzili tylko "to Phi Sigma P, naprawdę myślicie, że cokolwiek już się zaczęło?" No jasne, że mieli rację, przyjechaliśmy kiedy ludzie zaczynali nakładać sobie jedzenie, czyli akurat na czas.
Zaczynało się bowiem od kolacji. Jak dla mnie to quasi kolacji - plastikowe talerzyki (Amerykanie naprawę je lubią, hmmm), każdy nakładał sobie co chciał, no ale żeby zachować pozory elegancji był też pan nalewający napoje;P Ale w sumie było dość elegancko i sympatycznie, lokal był spoko, a dekoracje w kolorach czarno-biało-czerwonych (czarne m&m'sy urzekły mnie najbardziej, białe i czerwone płatki na stołach były też całkiem urocze):


Później zaczęła się 'oficjalna' część. Czyli właściwy powód po co ta impreza się odbywała: pledge class przestawała być pledgami (tu przestaje się po semestrze) i stali się braćmi i siostrami. Właściwie było to trochę rozczarowujące bo pledge class liczyła tylko 5 osób (w zeszłych latach na jeden semestr to było przynajmniej 10 osób). Pledge:


Ach, jeszcze krótkie wyjaśnienie to jest bractwo naukowe, więc przyjmują tylko ludzi z odpowiednią średnią (stąd ci Azjaci na zdjęciu haha), przyjmują też zarówno chłopców jak i dziewczęta. I niepełnosprawnych. Bo bractwa typu 'social' czyli nastawione na zabawę nie przyjmują. Oburza mnie to. A gdzie równouprawnienie i chociażby polityczna poprawność?

Zawsze na początku pledge muszą zatańczyć przygotowany wcześniej układ i oczywiście jest to dość ekscytująca część bo nikt nie wie co przygotowali i wszyscy z niecierpliwością czekają aż pledge wykażą się przed resztą braci i sióstr. I tu rozczarowanie bo zatańczyli makarenę. MAKARENĘ. Ej, nawet ja mogłam to zrobić. Lamy, po prostu lamy.

Później dostali swoje tradycyjne wiosła, tutaj rozpakowują:


Tutaj laska z wiosłem i koszulką (rozmazane bo ciągle się ruszała, ale to dobrze, bo przynajmniej nie będzie mnie ciągać po sądach za publikacje wizerunku;P)



Później każdy członek bractwa dostawał dyplom z jakimś tytułem, w stylu 'członek bractwa, który najprawdopodobniej poślubi celebrytę' (dostała jakaś laska co kocha się w Justinie Biebierze), tudzież 'osoba, którą najłatwiej spotkać w bibliotece' (w końcu to stowarzyszenie naukowe;P).
A gdy już każdy nacieszył się otrzymaną karteczką przeszliśmy do części imprezowej, czyli tańce i takie tam:)
Read More

Musical

Ah, jakiż to był udany weekend. W piątek poszłam na musical, później na imprezę urodzinową, a w sobotę na fraternity formal (o którym napiszę osobno, pewnie jutro). A ten tydzień kończy się we wtorek, później wolne bo Thanksgiving;)
Bardzo chciałam pójść na musical, szczególnie dlatego, że grał tam jeden z moich ulubionych RA, kostiumy zaprojektował nasz koordytator-gej (ten, który mi zazwyczaj mówi, że ślicznie wyglądam^^), a za mejkap i fryzury była odpowiedzialna laska z mojego piętra (z resztą pożyczyła ode mnie szminkę, więc potem wszyscy aktorzy mieli na ustach ten sam, oczojebny kolor).
Program można sobie przeczytać na zdjęciu poniżej, ogólnie był to zbiór kawałków z różnych musicali. Podobało mi się bardzo bardzo. Może nie każda piosenka (i choreografia) była na takim samym poziomie, to jednak u nas na uczelni czegoś takiego nie ma i pewnie nie będzie (chlip). Na przykład ludzie byli trochę zawiedzeni kawałkiem z Chicago, że za bardzo przypominał filmową wersję i tak dalej, no ale nie czepiajmy się, reżyserował chłopak z pierwszego roku. Za to niektóre wersje były genialne i myślę, że połowa polskich aktorów nie była by w stanie zagrać tak dobrze.
Wspomniane zdjęcia:



Read More

Thanksgiving

Za tydzień już będzie wolne, więc dziś gdy wychodziłam z egzaminu to pan profesor z Bułgarii życzył mi wesołego Święta Dziękczynienia. Więc ja jemu też. Trochę to kuriozalne. Jestem też trochę rozczarowana bo amerykańska rodzina u której będę spędzać owo święto zamiast indyka je kurczaka. Mama mi powiedziała 'ej, ale przecież my na przykład nie jemy karpia na wigilie, więc się nie czepiaj'. No więc się nie czepiam. A tak swoją drogą teraz często na stołówce robią turkey dinner i wygląda to tak jak na filmach, że jest taki ogromny kurczak i dopiero na miejscu go kroją. Dzieciaki rzucają się na niego jakby w życiu indyka nie widziały.
Tak, wiem, totalnie nieskładna ta noteć, ale jest 3.30 rano i czekam aż zacna akademikowa suszarka wypluje mi wreszcie pranie, więc coś trzeba ze sobą zrobić do tego czasu;)

A przed wyjazdem na Thanksgiving break będzie inspekcja pokojów, dokonywana oczywiście przez RA, więc nie ma stresu. Aczkolwiek wywiesili stosowne ogłoszenie, które czytali nam już od początku roku pewnie z milion razy:


Read More

Choinka

Jeszcze ponad miesiąc do świąt, ale u nas było już wczoraj zapalenie choinki:) Ogólnie mamy teraz egazminy, egazminy i eseje (bo zaraz Thanksgiving, więc trzeba się ze wszystkim wyrobić przed prawie tygodniową przerwą), więc nie będę się bardzo rozpisywać. Były ciastka i gorąca czekolada, była choinka i chór (piosenka1 piosenka2 piosenka3) śpiewający o Jezusie. A na klawiszach (o takich) grał pan, o którym pisałam już wcześniej, który jest kimś jakby prorektorem do spraw studenckich (w sumie źle podpisałam filmik, ale nie chce mi się zmieniać) i jest mega mega fajny i zawsze tańczy, śpiewa i robi sobie słitaśnie focie xD

I nasza choinka:

Read More

Niagara

Jak można się zorientować po zdjęciach na fb w zeszły weekend raczyłam zwiedzić Niagarę, czy raczej 'najagra falls' jak się to tutaj mawia. Właściwie to miałam pierwszą okazję, żeby ruszyć się z Pennsylvanii bo Niagara jest w stanie Nowy York:) Po drodze minęliśmy też Buffalo, z samochodu nie wygląda zbyt szczególnie:


Od nas nad Niagarę jedzie się dwie godziny, czyli jest dość blisko. Tak naprawdę to chociaż mieszkamy na zadupiu to wszędzie jest dość blisko, tak mniej więcej dwie godziny, albo nawet mniej, dzielą nas od Niagary czy Buffalo, ale też od Pittsburgha czy Cleveland. Jakby się uprzeć to można też cisnąć do Detroit (pewnie ze 4godziny) lub do Philadelphii czy Nowego Jorku (7-8 godzin, czyli jak na Stany nie tak dużo).
A wracając do naszej wycieczki, to Niagara i okolice wyglądają mniej więcej tak:


Zwiedzanie jest za darmo, płaci się jedynie jeśli ktoś ma ochotę popływać statkiem po tej zatoczce (ale jest już po sezonie, więc nawet nie było teraz takiej opcji). Tak patrząc na ten wodospad to nie wydaje mi się, żeby była możliwość wjechania za niego (za tę spadającą wodę), więc jak dla mnie strata kasy bo wtedy jedyną atrakcją jest to, że się zmoknie. Jak widać naokoło są barierki (można też obejrzeć sobie film, gdzie zebrane są wypadki jakie się tam wydarzyły, oczywiście, że obejrzałam;P ale ogólnie film miał pozytywny wydźwięk i pokazywał raczej historię Niagary i akcje w stylu, ktoś przeleciał przez cały wodospad i jednak przeżył), ale i tak ustawione są dość blisko wody, więc fajnie.
Park jest tak zorganizowany, że można obejść sobie całą rzekę Niagara (która rozdziela się na kilka części, więc to właściwie nie jest jeden wodospad, tzn. formalnie jest, ale woda spada osobno). Tutaj trochę to widać (jak się spojrzy na tę mgłę):


A tak w ogóle to myślałam, że sam wodospad będzie wyższy. Aczkolwiek wyglądał uroczo i nie spodziewałam się, że okolica jest taka ładna. Jak już zrobiłyśmy milion fotek z każdej strony, z podskokiem i bez, z dziubkiem i bez, z włosami na twarzy i bez (wieje i to mocno momentami), to nastąpił obowiązkowy punkt wycieczek, czyli czas wolny. Tak naprawdę to profesor chciał pójść do kasyna i jakoś nas spławić, zapewnił nam więc rozrywkę w postaci przytulnego lokalu i ciastek (yay!;))
Read More

College Bowl

W tym tygodniu u nas na uczelni organizowany by College Bowl. O co chodzi można wywnioskować z tego niepierwszej młodości filmiku. U nas było tak, że każdy wydział miał swoją drużynę  (trochę nie wiedziałam komu kibicować bo np. w pierwszej rundzie rywalizowały ze sobą socjologia i języki obce, a na drużynę języków obcych składali się moi koledzy z niemieckiego).
Pamiętacie chłopca 'jestem Justin, od dziś będę Ci mówił cześć' ? Jego drużyna wygrała (czyli wydział historii i antropologii), drugie miejsce przypadło socjologii, trzecie politologii i criminal justice (jak to się tłumaczy na polski?), czwarte psychologii. Trochę mnie dziwi, że chemie, informatyki i matematyki odpadły wcześniej. Cała impreza trwała dość długo bo zaczęła się o 17, a skończyła się chyba około 23 (ja musiałam wyjść o 21 bo następnego dnia miałam egzamin i amerykańskim zwyczajem umówiłam się na group studying;P). Oczywiście uczelnia bardzo się jara takimi eventami, więc co by zachęcić studentów do udziału zapewniła pizze i napoje;)
Najbardziej chyba jednak podobało mi się to, że takie zawody integrują studentów i wykładowców, (co w Polsce zupełnie nie istnieje). Jak powszechnie wiadomo, w Stanach dystans między wykładowcami a studentami jest dużo mniejszy niż u nas, podczas studiów często robi się tutaj dodatkowe rzeczy, badania naukowe, organizacja konferencji, imprez, działalność charytatywna itd. I studenci nie są pozostawieni sami sobie, ja na przykład studiując tutaj nie mam poczucia, które trochę jednak towarzyszy mi w Polsce, że uniwersytet jest maszynką do robienia magistrów (czy najpierw licencjatów;P). Tutaj dużo rzeczy robi się podczas semestru i jest sporo czasu i okazji, żeby zintegrować się z wykładowcami. Każdy profesor z którym mam zajęcia pamięta jak mam na imię (i nauczyli się już tego w pierwszym miesiącu), co mnie nawet dziwi bo nie wszyscy nawet sprawdzają listę a na niektórych zajęciach jest ok. 60 osób, więc naprawdę nie wiem jak to robią.

Wracając do College Bowl, każda drużyna miała swojego trenera, czyli wykładowce z danego wydziału. Niektórzy podobno traktują to bardzo serio i zmuszają swoje drużyny do ćwiczeń w szybkim naciskaniu guzika, ale większość ma podejście niczym pan z CJ (z którym mam prawo): 'Ja jestem trenerem drużyny POLICJ, czyli do tej pory nie zrobiliśmy nic' (a powiedział to dzień przed zawodami:P). Takim samym luzakiem jest też pan od niemieckiego, ale on się trochę speszył, gdy pojawiło się pytanie, na które odpowiedzią były 'Niemcy', a nasi chłopcy oczywiście nie wiedzieli.... (i odpadli jako pierwsi).

Oczywiście była też komisja, która wyjaśniała wszelkie wątpliwości w stylu 'uznać odpowiedź czy nie uznać' i publiczność:) A następny College Bowl za rok (chłopcy z niemieckiego mieli nadzieję, że może w przyszłym semestrze, tak aby była możliwość trochę zatrzeć ich tego tygodniową porażkę, no ale niestety....;P).
Read More

Randomalne ciekawostki #3








Pisanie odręczne w wersji europejskiej i amerykańskiej to dwie różne bajki. Oni nie łączą liter, więc ich pismo jest bardziej zbliżone do drukowanego.,


Jedynka powinna być napisana jako pojedyncza kreska (bo może być pomylona z 7), a 7 bez kreseczki na środku (inaczej może być pomylona z 2 😆).

Często widzę, że chłopcy (zazwyczaj) publicznie bekają, nie przepraszają i nikt nawet nie zwraca na to uwagi (?!).

Komórki mają numery kierunkowe, więc gdy ktoś dzwoni to na wyświetlaczu pojawia się miejsce gdzie telefon jest zarejestrowany. Płatne są nie tylko połączenia wychodzące, ale też i przychodzące połączenia oraz smsy.

Ronda są spotykane bardzo rzadko, występują tylko w niektórych stanach. Więc część kierowców nie wie co ma ze sobą zrobić jak je zobaczy 😉
Read More

International night


Dziś, a właściwie już wczoraj, odbyła się International Night. Skończyło się na tym że serwowałam pierogi chyba przez godzinę, ale muszę przyznać że były całkiem niezłe (jak na made in US) i nawet wzięłam trochę do domu (będą robiły za niedzielne śniadanie 😋).


Najpierw był dinner, na który składały się:


(tak, wiem, pierogi ruski 😆)

A później, gdy już wszyscy nażarli się jak dzikie świnie (a mi odpadła ręka od serwowania tych pierogów bo oczywiście nałożyli trzy warstwy na siebie i się posklejały, więc trzeba było się nagrzebać, to znaczy ja musiałam grzebać), rozpoczęła się część, nazwijmy to, kulturalna. Czyli taka:



Załapałam się dopiero na końcówkę belly dancing (ech, znów te pierogi....) i na resztę performensów. Jak widać na załączonym obrazku, było to trochę International Mam Talent z elementami Jukendensa i Must Be the Music (czy co wy tam teraz w Polsce oglądacie).

A na koniec był Fashion Show, czyli kimona, afrykańskie kiece i mongolskie wdzianka.
Naturalnie był też komentarz na żywo, czyli coś w stylu 'widzimy właśnie Magdę w futrze z norek w subtelnym odcieniu szarości, taki strój jest typowy dla mieszkańców Lubelszczyzny podczas srogiej zimy." Zawsze pojawiało się imię osoby, która prezentowała dany strój i wyczytywanie imion to była totalna porażka bo np. wyszła dziewczyna z Niemiec (a tak swoją drogą mamy tu ładną Niemkę), na imię mająca Sonja i nagle została "Sandżą". No sorry, ale wypadałoby się wcześniej dowiedzieć....

Tak więc przeżycia mieszane, ale bardziej na plus 😉

Read More

Laser tag



Zapomniałam jeszcze o innej halloweenowej atrakcji - black light laser tagu. Bo laser tag istnieje naprawdę i wcale nie jest wymysłem Barneya z HIMYM;P To był już mój drugi raz, no i omg, jestem fanką 😁

Za pierwszym razem, jeszcze chyba w sierpniu, reguły były trochę inne - każda drużyna miała swoją bazę, której się broniło i co jakiś czas trzeba było podbiegać do punktu, gdzie ładowało się broń. I było wtedy ciemniej niż ostatnio. Teraz dostaliśmy taką mega profesjonalną broń, na której ćwiczy armia 😉 Ciężkie to było jak cholera, ale na szczęście nie trzeba było dodatkowo ładować.

A na black light ogólnie tutaj jest teraz moda, są organizowane tego typu imprezy, dyskoteki itd. Chodzi w tym o to, że daje się ultrafiolet, więc najlepiej założyć białe ciuchy, które dodatkowo da się pomazać. A maże się albo markerami, albo (tak teraz jak na laser tagu) specjalnymi farbkami fluorescencyjnymi (wtedy można mazać się po całym ciele 😉).

Oczywiście nie muszę pisać, że moja drużyna wygrała? 😊 Grupy były po 5 osób, u nas 3 dziewczyny, 2 chłopaków i graliśmy z jakimiś dzieciakami co to spędzają całe dnie przy grach wideo, więc jednak oczekiwaliśmy wyższego poziomu. Tymczasem, gdy u nas wciąż zostawały 3 osoby, u nich odpadły wszystkie 😀 A u nas odpadli tylko chłopcy. Oczywiście wykończyłam tego chłopca, który wyeliminował Zacka 👍

Było bardzo fajnie, jak tylko będę miała okazję to pójdę znowu 😍
Read More

Halloween


W Polsce Wszystkich Świętych, długie weekendy itd, a my ledwo się wygrzebaliśmy z Halloweena i znów zaczęły się egzaminy (btw, midterm grades już też wystawione, na razie zdaje ze wszystkiego 👏)


Ogólnie Halloween był teraz w poniedziałek, ale raczej oczywistą sprawą jest to, że większość imprez odbyła się podczas weekendu poprzedzającego ten tydzień. Aczkolwiek fajnie było patrzeć na ludzi, którzy cały poniedziałek chodzili w swoich kostiumach, np. rano na stołówce, albo na zajęciach (koleżanka z niemieckiego siedziała obok mnie w takim stroju trochę a la pani z Bawarii 😀).

Kawałek mojego kostiumu można zobaczyć sobie na fb, ogólnie poszłam na łatwiznę bo zdecydowałam przebrać się za diabła (czy w sumie żeńską wersję, więc niech będzie diablicę). Poczyniłam więc wycieczkę do Walmartu, gdzie nabyłam opaskę z rogami, podkolanówki z kokardami i dziecięcą spódniczkę. A wszystko po to, żeby wyglądać zdzirowato.


W piątek wybrałam się do Pittsburgha bo tam właśnie była impreza - najpierw domówka, a potem wyjście na miasto. Oczywiście najlepszą częścią było gapienie się na ludzi na ulicach i w barach 😜 Ba, chyba wpasowałam się w klimat bo nawet dwa razy zostałam zapytana czy można sobie ze mną zrobić zdjęcie hahaha.

Trzeba przyznać, że ludzie tutaj mają fantazję, jeśli chodzi o stroje. Chociaż swoją drogą myślę że część osób już teraz zaczęła się zastanawiać co założą za rok. Nie wiem czemu, ale w tym roku sporą popularnością cieszył się pan Mario. Było trochę postaci z bajek (Królewny Śnieżki itd.), moi znajomi mieli pomysł, żeby robić za ekipę z Hogwartu, był więc Harry (btw, impreza dla Harrego aka Jackie skończyła się około 22, gdy wypadła z samochodu prosto na chodnik, hmm, może nie trzeba było jej pokazywać jak się pije po polsku....), Voldemort, itd., sporo osób przebrało się za postaci z seriali (chyba muszę zacząć oglądać Office, ludzie się tym jarają), a najbardziej podobał mi się sposób w jaki wyjaśniali kim są, moja rozmowa z jedną laską:

ona: oglądasz Smallville?
ja: no tak (zatrzymałam się gdzieś na 3 serii zapewne, no ale dobra)
ona: więc w 6 sezonie, w 4 odcinku, była taka impreza, blabla, i tam ktoś tam się ubrał właśnie tak jak ja teraz!

Ale i tak moimi faworytami są panowie, którzy przebrali się za Lonely Island (golfy, okulary, te klimaty), nie mogłam się napatrzeć, nawet fryzury im pasowały (jej, a może to naprawdę byli oni? 😉).



Jak wróciliśmy do domu to nawet nie musieliśmy sprzątać, współlokator nie ma jeszcze 21 lat, więc był szalenie wdzięczny, gdy wrócił do domu i zastał tam tonę jedzenia i mnóstwo wódki z informacją 'bierz śmiało', więc z radości ogarnął też bałagan (aż mi się przypomniały Andrzejki w Anglii, wypadały w poniedziałek, więc i impreza była w poniedziałek, a tak się składało, że we wtorki rano przychodziły panie sprzątaczki, posprzątały wszystko 😍 ba, nawet butelki w których jeszcze coś zostało postawiły nam na stole 😁).
Read More
Obsługiwane przez usługę Blogger.

© Copyright usasrusa