Amerykanska mlodziez

Scenka rodzajowa:
W uczelnianym autobusie siedza amerykanskie dzieciaki - laska z ajfonem w rece, obok chlopaczek z laptopem na kolanach i trzeci w stylu grube oprawki, kolczyk w nosie. Laska przeglada neta i czyta definicje hipstera, po czym pyta sie kolegow: 'Ej, to jest o nas?'
Bezcenny widok.

A w drodze powrotnej (po 9 wieczorem, wiec zrobilo sie juz ciemno) taka rozmowa:
Ej, jestem na twiterze! Ja tez! Serio? Yea, I'm addicted! Awesome! Follow me!
Po czym pomyslalam: o, fajnie, ze kierowca wlaczyl swiatlo w srodku busa.
Po sekundzie: a, to nie swiatlo, to dzieciaki powlaczaly telefony, zeby sie na twiterze pozapraszac....


Piszac dzieciaki, naprawde mam na mysli dzieciaki, oni czesto sa ode mnie 6-7 lat mlodsi;P i pewnie
nawet nie pamietaja, ze kiedys nie bylo internetu. Ba, jestem o tym przekonana - chyba nikt (oprocz mnie;P) nie ma tu telefonu, ktory nie bylby ajfonem/smartfonem czy innym fonem tego pokroju (naturalnie touchscreen jest wiecej niz obowiazkowy).

Ale i tak najbardziej denerwuje mnie to, ze nie oplaca sie miec telefonu na karte tylko trzeba zaraz jakies kontrakty podpisywac (wiadomo, ze najchetniej na dwa lata), to chyba postepowanie z gatunku 'jestes w Ameryce to plac';P