International night


Dziś, a właściwie już wczoraj, odbyła się International Night. Skończyło się na tym że serwowałam pierogi chyba przez godzinę, ale muszę przyznać że były całkiem niezłe (jak na made in US) i nawet wzięłam trochę do domu (będą robiły za niedzielne śniadanie 😋).


Najpierw był dinner, na który składały się:


(tak, wiem, pierogi ruski 😆)

A później, gdy już wszyscy nażarli się jak dzikie świnie (a mi odpadła ręka od serwowania tych pierogów bo oczywiście nałożyli trzy warstwy na siebie i się posklejały, więc trzeba było się nagrzebać, to znaczy ja musiałam grzebać), rozpoczęła się część, nazwijmy to, kulturalna. Czyli taka:



Załapałam się dopiero na końcówkę belly dancing (ech, znów te pierogi....) i na resztę performensów. Jak widać na załączonym obrazku, było to trochę International Mam Talent z elementami Jukendensa i Must Be the Music (czy co wy tam teraz w Polsce oglądacie).

A na koniec był Fashion Show, czyli kimona, afrykańskie kiece i mongolskie wdzianka.
Naturalnie był też komentarz na żywo, czyli coś w stylu 'widzimy właśnie Magdę w futrze z norek w subtelnym odcieniu szarości, taki strój jest typowy dla mieszkańców Lubelszczyzny podczas srogiej zimy." Zawsze pojawiało się imię osoby, która prezentowała dany strój i wyczytywanie imion to była totalna porażka bo np. wyszła dziewczyna z Niemiec (a tak swoją drogą mamy tu ładną Niemkę), na imię mająca Sonja i nagle została "Sandżą". No sorry, ale wypadałoby się wcześniej dowiedzieć....

Tak więc przeżycia mieszane, ale bardziej na plus 😉