Podsumowanie roku 2017


W 2017 roku starałam się pisać w miarę regularnie, więc stali czytelnicy pewnie pamiętają większość wydarzeń, które pojawią się w tej notce. Myślę, że ogólnie rzecz biorąc był to dla nas dość spokojny rok, ale już zaczynamy nastawiać się mentalnie na kolejne spore zmiany w następnych miesiącach.

Jednym z większych wydarzeń 2017 było rozpoczęcie przeze mnie pracy w amerykańskiej szkole. W styczniu kończyłam już powoli pracę przy projekcie na naszej lokalnej uczelni, a od 1go lutego zaczęłam moją nową robotę w gimbazie, gdzie jestem już właściwie senior employee bo tym jak w drugiej połowie roku zatrudniliśmy trzy nowe osoby do zespołu 😊

W lutym wybraliśmy się też na romantyczną walentynkową kolację (chyba po raz pierwszy ever 😄) do takiej  trochę bardziej wyszukanej restauracji i… była to totalna klapa. Już nawet nie o mini porcje chodzi, ale o to, że menu było specjalnie przygotowane na tę okazję i nie było dużego pola manewru co do wyboru dań. Za to rachunek był pokaźny..

Gdzieś w okolicach marca-kwietnia zaczęliśmy tez myśleć się nad przeprowadzką. W tym pomyśle upewniła nas strzelanina, która pewnego wieczoru miała miejsce po drugiej stronie ulicy od naszego mieszkania.

Jako, że przeprowadzaliśmy się do nieumeblowanego mieszkania (standard w Stanach), byliśmy w potrzebie nabycia mebli. I talerzy. I sztućców 😊. Wybraliśmy się więc na wycieczkę (2 godziny jazdy w jedną stronę) do…. Ikei! Jest tam tak swojsko i europejsko, że za każdym razem się wzruszam. Swoją drogą czy w Polsce Ikea też przejęła logo  Biedronki? 😂


W kwietniu kończyła się też ważność mojej zielonej karty (tak, zielone karty są przyznawane czasowo, nie, ślub z obywatelem nie gwarantuje zielonej karty ani obywatelstwa). Aplikować można 90 dni przed upływem terminu, więc moja aplikacja poszła do urzędu imigracyjnego gdzieś w połowie stycznia (opłata za aplikację też, jakieś 2500zł, może więcej, bo dolar wtedy stał wysoko). Mamy styczeń 2018, rok później, i.... właśnie wczoraj przysłali pismo, że wniosek rozpatrzyli pozytywnie 😃 Wysłali samą decyzję, karta przyjdzie pocztą za dwa miesiące. Myśleliście, że polskie urzędy są powolne? 😖

W maju mieliśmy tez pierwszych gości, którzy przyjechali nas odwiedzić w Północnej Karolinie. Brat Zacka z małżonką zawitali by spędzić u nas majówkę (majówka amerykańska wypada pod koniec maja 😃). Punktem, którym ja najbardziej się ekscytowałam była oczywiście wizyta u lemurów. Reszta towarzystwa bardziej napalała się na próbowanie południowej kuchni.

W czerwcu wybraliśmy się na wakacje do San Diego. "Wakacje" oznacza, że Zack miał tam konferencję, a ja pojechałam na doczepkę, czyli wypoczynkowy standard u nas. Było fajnie chociaż zimno! Miasto przy granicy z Meksykiem a w czerwcu ledwo 20 stopni i brak słońca...

Przez resztę wakacji byłam zarobiona – w pracy z naszego teamu odeszła jedna laska i zatrudnienie kogoś nowego zajęło jakieś dwa miesiące. Trzeba było cisnąć nadgodziny, żeby wydrukować wszystkim dzieciakom świadectwa (nie, nauczyciele tego nie robią) i wyniki egzaminów dla wszystkich uczniów od 3 klasy podstawówki wzwyż (kuratorium, ani OKE tego nie robią). Potem tę stertę papierów (świadectwa czasem mają 3 strony, egzaminy na koniec każdej klasy zdaje się z kilku przedmiotów, więc dochodzi parę dodatkowych kartek) wysyła się pocztą do rodziców uczniów.

W sierpniu wybraliśmy się natomiast do Południowej Karoliny by obejrzeć całkowite zaćmienie słońca. Było fantastycznie! ❤


Parę tygodni później pojechaliśmy na jeden dzień do Waszyngtonu, żeby spotkać się z moją koleżanką Basią i jej chłopakiem, którzy przyjechali na wakacje do USA. Fajnie było zobaczyć się z kimś z Polski i właściwie od prawie czterech lat jak mieszkam w Stanach to była druga taka sytuacja, że ktoś podejmuje wysiłek dodatkowej podróży, żeby spędzić razem parę godzin 💗

We wrześniu mieliśmy nadzieję, że huragan Irma nas ominie (i w sumie ominął). A w październiku zaczęło się już jesienno-halloweenowe szaleństwo w sklepach i nawet ja skusiłam się na kupno paru dekoracji. Chciałabym więcej, ale kto to potem będzie pakował gdy będziemy się przeprowadzać. Nie wspominając o wykorzystanej już w 100% powierzchni magazynowej naszego mieszkania...

Odkąd mamy większą kuchnię zaczęłam też więcej gotować i piec. Poniżej wykonane przeze mnie: Acain Bowl (zdecydowanie ulubieniec w 2017), Botwinka, Szarlotka i Zupa kokosowo-szparagowa z chlebkiem naan.



Znacznie powiększyła się również moja lista restauracji, do których chciałabym pójść (mam listę w Trello 😃). Bardzo lubię odwiedzać diners czyli amerykańską wersję barów mlecznych i w grudniu zaciągnęłam Zacka do czterech miejscówek (on nie jest bardzo chętny bo nie je śniadań, ale czasami się poświęca 😊). Lubi jednak przygotowywać mięso (czego ja nie robię wcale), więc w listopadzie przygotował dla nas cały obiad na Święto Dziękczynienia.

W grudniu, jak co roku, zrobiliśmy sobie świąteczne zdjęcie z naszym kotem, a potem pojechaliśmy (również jak co roku) do New Jersey i Pennsylwanii, żeby spędzić Swięta z rodziną Zacka. Największym zaskoczeniem prezentowym była lustrzanka, więc nie mam chyba teraz innej opcji jak tylko wpisać sobie na listę postanowień noworocznych, żeby ogarnąć jak jej się używa 😂 Ale przynajmniej blog na tym skorzysta 😃


Wszystkiego Najlepszego w Nowym Roku!