Amerykańscy imprezowicze

 

Chyba nigdy nie zdarzyło mi się pisać o jakiejkolwiek imprezie tutaj. Oczywiście nie można pić w akademikach i są za to spore konsekwencje (nie nie znaczy że się tego nie robi, po prostu trzyma się butelki w szafie, dobrze też ukryć je gdzieś głębiej za swetrem czy czymś w tym stylu, tak na wszelki wypadek). Za to po drugiej stronie ulicy są już prywatne akademiki gdzie można robić cokolwiek się chce. I praktycznie każdy ma jakiegoś znajomego który mieszka 'off campus' więc wbrew pozorom nie jest ciężko trafić na jakąś imprezę.

Chyba najbardziej popularne są jednak wyjścia do barów. Na przykład w zeszłą środę były drinki po dolarze, więc co się dziwić 😁 Często w drzwiach do lokalu stoi pan, który sprawdza dowody (czyli w praktyce prawa jazdy), a student zagraniczny musi się wylegitymować paszportem 😒 Z racji tego, że spożycie alkoholu w Stanach jest legalne powyżej 21 roku życia to barach spotka się tylko studentów 3 roku wzwyż.

Z racji ubogiego wachlarza rozrywek w moim uroczym miasteczku gdy wychodzi się 'na miasto' to co chwila kogoś się spotyka. Przychodzi się więc do baru, a tam profesor (bo przecież oni też tu mieszkają i też muszą coś robić wieczorami). Ba, nie ma żadnej krępacji, mi na przykład ostatnio profesor postawił drinka 😉 


Mam wrażenie, że piwo jest trochę mniej popularne niż w Polsce. Chyba już kiedyś wspominałam, że gdy pierwszy raz chciałam spróbować amerykańskiego piwa to  Amerykanie zaproponowali piwo kanadyjskie.... A o piwie z sokiem to już w ogóle nikt nie słyszał. Więc w barach pija się często drinki. I nie ma tak jak u nas, że facetom jest głupio je pić, Sex on the beach, Tequila sunrise czy Cranberry vodka, wszyscy je sobie sączą przez słomki.
 


W barze można też potańczyć, albo jest trochę miejsca, które robi za parkiet, albo jest osobna sala. A to jak tańczy amerykańska młodzież przeszło moje pojęcie na ile można pozwolić sobie przy innych ludziach. Pomyślcie o polskiej dyskotece i pomnóżcie to powiedzmy razy 7. A jak już jakaś para się do siebie przyklei to masakra. Była taka jedna ostatnio i jedyne co przychodziło mi na myśl to "get a room!" (chociaż ok, kierowała mną pewna perwersyjna ciekawość jak daleko się jeszcze posuną 😉).

W piątek jest Red Carpet Gala, czyli zabawa kulturalna i na poziomie (ja się oczywiście nie wybieram bo w tym czasie mam zamiar pić jelly shoty), ale łatwo można sobie wyobrazić, że nie po to kończy się o 23, żeby młodzież mogła jeszcze przed północą położyć się spać. Z resztą podobno weekend przed egzaminami to najbardziej imprezowy weekend w semestrze (wszystkie egzaminy są w jednym tygodniu, więc przed kolejnym weekendem ludzie się już rozjeżdżają do domów), coś jak u nas juwenalia. Napiszę czy się potwierdziło 😜

Cheers!