Pledge Frosty is back


Od mojego ostatniego rzewnego posta minęło już parę lat i od dłuższego czasu chodziła mi po głowie myśl reaktywacji usasrusa. Właściwie z kilku powodów: nie chce spamować wszystkich na facebooku zdjęciami albo przydługawymi przemyśleniami, mi będzie miło wrócić za jakiś czas do niektórych rzeczy/wydarzeń (chociażby dlatego, że w dość niedługiej przyszłości będziemy się na pewno przeprowadzać dwa razy, możliwe, że w całkiem inne rejony Stanów) a także zainspirowałam się kilkoma blogami dziewczyn, które mieszkają w Stanach (w tym mojej koleżanki Koreanki, pisze po koreańsku, ale co tam, zaglądam bo ładne zdjęcia robi 😜 ). 


Z racji tego, że ostatni post był w 2011 roku to mały update dla mniej zorientowanych, czyli co się wydarzyło od tamtej pory: jakoś tak wyszło, że związek z Zackiem zapoznanym w moim pierwszym tygodniu pobytu dalej się rozwijał, więc przyjechał do mnie w odwiedziny do Polski, potem ja pojechałam do USA na Work&Travel, żeby posiedzieć u niego, a potem pojechałam znów do Polski (ale za to z pierścionkiem 💗 ). 


I tak jakoś wyszło, że nie widzieliśmy się prawie 1,5 roku (to się nazywa long distance relationship!). Kiedy dostałam kolejną wizę (po tym jak już udowodniłam urzędnikom ambasady, że nie mam gruźlicy, syfilisu oraz że nie jestem mail order bride) pojechałam do Stanów już na dobre. 

Moja wiza wymagała wzięcia ślubu w ciągu 90 dni od przekroczenia granicy, więc w maju 2014 dopilnowaliśmy tej formalności 😀. 

Po ponad roku od przyjazdu i parę tysięcy złotych później trzymałam już w rękach zieloną kartę i tak sobie mieszkamy z Zackiem w pięknej Iowie, pośród pól kukurydzy. No i właśnie ten blog będzie o naszym ekscytującym życiu😃