Podróż przez USA - część I


Skoro post o pierwszych wrażeniach z Kalifornii już mamy, to napiszę wam jeszcze jak wyglądała nasza podróż przez Stany 😊 Dla przypomnienia była to trasa Durham (Karolina Północna) – Bakersfield (Kalifornia) którą pokonywaliśmy we trójkę (ja, Zack i nasz kot, Tesla).

Jechaliśmy głównie autostradą I-40, która przecina całe Stany: zaczyna się nad Oceanem Atlantyckim w Północnej Karolinie a kończy w miejscowości Barstow w Kalifornii, jakieś dwie godziny przed celem naszej podróży (tak się złożyło, że obydwa miasta są na podobnej szerokości geograficznej, do tego w Durham mieliśmy I-40 właściwie pod nosem bo widać ją było z naszego balkonu 😄). Jest to ok. 4 tysięcy kilometrów, my jeszcze trochę dołożyliśmy, spędzając kilka dni w Arizonie (kaniony są w północnej Arizonie, więc nie były nam bardzo po drodze). Jak już wspominałam, przejazd z jednego wybrzeża na drugie kilometrowo wychodzi mniej więcej jak jazda z Estonii do Portugalii.

Wyjazd zaplanowaliśmy na sobotę, a obydwoje jeszcze w piątek pracowaliśmy, także piątkowy wieczór i sobotni poranek minął sprzątaniu mieszkania. I chyba dobrze mi poszło bo dostaliśmy zwrot całej kaucji 😅 

W taki kontener zapakowaliśmy resztę dobytku. Jak widać kontener zajmował mniej więcej jedno miejsce parkingowe. Do tej pory nie wiem jak my się tam zmieściliśmy.



W sobotę przed południem oddaliśmy klucze i wyruszyliśmy w kierunku Tennessee. Po drodze mijaliśmy Asheville, gdzie mieliśmy nadzieję zobaczyć Biltmore Estate, czyli największy dom w USA. Niestety okazało się, że nie bardzo można zrobić sobie wycieczkę w stylu objechania budynku, a nie mogliśmy zostawić kota w samochodzie. Sam budynek nie stoi przy ulicy, jest dość daleko na posesji a w międzyczasie nasadzili sporo drzew, więc bez kupienia biletu nie zobaczy się absolutnie nic... Machęliśmy więc na to ręką i pod koniec dnia doturlaliśmy się do Knoxville, już w stanie Tennessee.

Tam mieliśmy nocleg w fajnym airbnb w centrum miasta. Trochę obawialiśmy się parkowania na ulicy, ale okolica okazała się być dość bezpieczna. W Knoxville zaskoczyła nas za to liczba bezdomnych. Wiedzieliśmym, że jest ich dużo w Kalifornii, ale nie mysleliśmy, że w Tennessee też ich będzie sporo. Nie wiem, może w tym stanie mają jakieś regulacje, dzięki którym żyje im się tam łatwiej (tak jest w Kalifornii).

Porównując do Europy trasa, jaką zrobiliśmy tego dnia to mniej więcej przejazd przez Estonię, Łotwę i większą cześć Litwy.


Nasze airbnb w Knoxville 😂



Tennessee to długi stan, więc niedziela zeszła nam na przejechaniu odcinka Knoxville-Memphis, zahaczając o Nashville, które jest w centrum stanu i jest też jego stolicą. Tym razem nocowaliśmy w hotelu, który okazał się być w dość podejrzanej dzielnicy (mur na około i brama zamykana na noc…). Do tego pogryzły nas komary gdy czekaliśmy w lobby aż znajdą naszą rezerwację...

Ale za to tego dnia odkryliśmy restaurację (chociaż powinnam powiedzieć fast food) o nazwie Sonic, który bardzo polubliśmy (Zack poleca ich shake’i, ja polecam zieloną herbatę, a jak ktoś głodny to kanapka z kurczakiem też jest ok.). 
Tak się prezentuje Sonic



Sonic jest restauracją drive-in a nie drive-thru. Jak widzicie na powyższym obrazku, naokoło ich budynku są miejsca parkingowe i przy każdym jest duży ekran przez który zamawiamy jedzenie i tam płacimy za zamówienie (w ekranie jest czytnik kart). Kelner/kelnerka przynosi nam jedzenie do samochodu, czasem się zdarza, że kelnerki przyjeżdżają na rolkach ❤️


Pokonana tego dnia trasa równa się drodze z Suwałek do Wrocławia (czy już mówiłam, że Tenneesse to długi stan? 😓 )

Typowe Tennessee

Gdy jedziesz autostradą a tu nagle piramida 😂 Mieści się tu sklep ze sprzętem dla wędkarzy/na kempingi/do polowań. A piramida jest podobno 10 największą na świecie (została wybudowana w Memphis bo ono wzięło nazwę od egipskiego Memfis).



I tak nam minął weekend 😃 W poniedziałek czekała na nas kolejna ambitna trasa: przejechać całe Arkansas (swoją drogą wiedzieliście, że nazwę tego stanu wymawia się coś a la „Arkanso”?) i połowę Oklahomy (w porównieniu z Europą to jak Wrocław-Monachium). Zdawaliśmy sobie sprawę, że na tej trasie zobaczymy sporo kasyn (prowadzonych przez plemiona indiańskie), ale nie spodziewaliśmy się, że średnio co pięć minut będziemy będziemy widzieć bilbordy zachęcające do udania się do pobliskiego kasyna 😅

Nocowaliśmy w Oklahoma City, które jest  stolicą stanu. Trafiło nam się tam chyba najlepsze aibnb z całej wycieczki - ładne, w centrum, parę minut od Kapitolu (prawie każda stolica stanu ma swój Kapitol, czasem bardziej a czasem mniej okazały).

Fajny ten Kapitol, nie? Zdjęcie z wiki bo oczywiście robili remont i trudno było o dobrą fotkę 😐
(© Caleb Long, CC BY-SA 2.5, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=4732470)










Centrum Oklahoma City. Jak myślę o tym mieście to sobie bardziej kowbojów wyobrażam, także miło mnie zaskoczyła panaroma wieżowców 😊 


Ot, i taka niespodzianka w Arkansas
Wtorek to kolejne dwa nowe stany: Teksas i Nowy Meksyk. Tego dnia plan zakładał przejechanie połowę Oklahomy, cały północny Teksas i 1/3 Nowego Meksyku z noclegiem w Santa Rosa.

Na tej trasie nie mieliśmy żadnych większych miast, ale od tego dnia nasza trasa zaczęła się pokrywać z historyczną Route 66


W Santa Rosa poszliśmy obejrzeć Blue Hole czyli głęboką na 24 metry, utworzoną przez naturę sadzawę, z piękną błękitną wodą. Jest to popularne miejsce do nurkowania, a w wakacje mnóstwo dzieciaków się tam kąpie i skacze nawet z dość wysokich skałek. Jak to się dzieje, że nie ma tam codziennie wypadków to ja nie wiem (aczkolwiek zdarzyło się, że np. nurek się zaklinował i utonął). 



Trasa pokonana tego dnia: jak z Monachium do Turynu, po drodze zwiedzając Szwajcarię 😃


A my wciąż na tej samej autostradzie 😄 Północny Teksas ma plusa za wiatraki, ale krajobraz niestety dość monotonny.

75 mil = 120 km






Żeby post nie wyszedł na mega długi, podzieliłam go na dwie części, więc relacja z podróży przez pozostałą część Nowego Meksyku, Arizonę i Kalifornię pojawi się niebawem 😊