Mixer


Jedną z atrakcji orientation weeka był mixer (czyli dyskoteka). I był słaby.
Myślę, że laser tag, na którym byłam wcześniej, dostarczył mi jakieś tysiąc razy więcej wrażeń (btw, polecam laser taga bardzo bardzo ;D). Była to impreza (ów mixer) z numerkami. Kiedyś byłam już na podobnej w Anglii, ale wtedy trzeba było znaleźć osobę z tym samym numerem i całować się przy barze, za co dostało się bodajże darmowe drinki. Naturalnie Amerykanie są pruderyjni i o żadnym całowaniu nie było mowy. Po prostu należało znaleźć dwie osoby (każdy miał dwa numery), z takim samym numerem jaki posiadało się na otrzymanej kartce, zaprowadzić odnalezionego delikwenta do odpowiedniego stolika i wziąć kupon. A kupon służył do tego, żeby wziąć udział w losowaniu super nagród w stylu darmowa pizza itp. Woo-hoo. To raczej oczywiste, że żaden z przystojnych chłopców nie trafił mi się jako para;P 
Gdy już większość znalazła swoje pary zapanowała ogólna konsternacja (wiadomo, świeżaki, nikt się nie zna), więc ludzie zaczęli wykonywać swoje popisowe numery. Jak słowo daje, każdy tutaj zna przynajmniej jeden układ z teledysku. Hitem był chłopak, który tańczył do piosenki Britney, niezła była też grupa tańcząca do czegoś, co zapewne jest tu dość popularne (ja tego nigdy nie słyszałam, więc ani piosenki, ani nawet wykonawcy nie przytoczę). Grupa składała się z co najmniej kilkunastu osób, które tańczyły dokładnie ten sam układ, przez cały utwór (i nie, nie była to macarena ani kaczuszki). Byłam pod wrażeniem. Potem pan dj zaczął szaleć z hamerykańskim rapem czy cokolwiek to było (a publika udawała że jest Jayem-Z), wiec właściwie wyszłam wcześniej i nie wiem czy wygrałam pizze (która, tak nawiasem mówiąc, jest codziennie na stołówce za free;P).