Pierwszy miesiąc w Kalifornii
Nie wiem jak to się stało, ale minął nam już pierwszy miesiąc mieszkania w Kalifornii. Jeśli jesteście zainteresowani jak nam się tu żyje i co musieliśmy załatwić na początku pobytu to zapraszam na dzisiejszy post.
Jak wiecie, przeprowadzka była z tych dużych i poważnych bo przez całe Stany i podróż zajęła nam ok. półtora tygodnia. Jechaliśmy samochodem a większość naszych rzeczy wysłaliśmy w kontenerze. Nasze kalifornijskie mieszkanie wynajęliśmy w kompleksie mieszkaniowym niedaleko pracy Zacka i nie widzieliśmy go wcześniej, oczywiście oprócz zdjęć w Internecie. Budynek jest z lat 80 więc szału nie ma, ale na nasze aktualne potrzeby jest ok.
Co ciekawe, przed przeprowadzką wszyscy ostrzegali nas, że w Kalifornii jest drogo i wykosztujemy się na mieszkanie, ale tak naprawdę ceny za wynajem wcale nie są wyższe niż w Północnej Karolinie. Liczą sobie jednak więcej za prąd, co uderza po kieszeni bo przy temperaturach utrzymujących się między 30 a 40 stopni przez większą część roku, to klimatyzacja jednak chodzi cały dzień. Żeby nie zbankrutować ustawiliśmy temperaturę w domu na 28 stopni.
Pojawił się jednak jeden problem - mieszkanie mieliśmy wynajęte od połowy lipca (inaczej się nie dało), a wprowadziliśmy się ostatniego dnia miesiąca. Mieszkanie stało więc puste przez dwa tygodnie. I za te dwa tygodnie dostaliśmy rachunek za prąd na 150 dolarów. Czemu tak dużo? Bo ekipa remontowa (przed naszą przeprowadzką mieszkanie zostało odmalowane i wymienione zostały wszystkie wykładziny) ustawiła klimę na 23 stopnie i do tego jeszcze uszczelka w lodówce się rozszczelniła, więc lodówka chodziła na maksa. Na szczęście nasz kompleks mieszkaniowy przyznał, że to ich wina i opłacił za nas ten rachunek 😊
![]() |
Zmiana strefy czasowej - teraz jesteśmy 9 godzin do tyłu za Polską (czyli jak u was jest godz. 15 to u mnie 6 rano) |
Tak jak w większości miejsc w Stanach, tutaj przy wynajmie trzeba samemu podpisać umowy na prąd, gaz i Internet. Wszystko wydawało się proste, ale jak zwykle coś musiało pójść nie tak. Na prąd i gaz podpisaliśmy umowę z firmą, która obsługuje nasz kompleks i nazywa się coś w stylu Kalifornia Prąd i Gaz. No to spoko, pomyśleliśmy, dwa w jednym, mamy to już z głowy. Ale gdy się wprowadziliśmy i okazało się, że nie mamy ciepłej wody dowiedzieliśmy się, że Kalifornia Prąd i Gaz dostarcza jedynie prąd na nasze osiedle a w sprawie gazu trzeba podpisać umowę z firmą Południo-kalifornijski Gaz. Pani z naszego kompleksu powiedziała, żeby się nie przejmować bo oni zazwyczaj przysyłają technika w ciągu jednego dnia. Ta, jasne, czekaliśmy prawie dwa tygodnie. No ale przynajmniej bardzo doceniliśmy ciepły prysznic po myciu się przez dwa tygodnie w lodowatej wodzie 😌
Drogie jest też paliwo, płacimy ok. 1/3 więcej niż wcześniej. Co jest ciekawe bo nasze hrabstwo (czyli odpowiednik polskiego powiatu) jest liderem w wydobyciu ropy (ponad 70% ropy wydobywanej w Kalifornii pochodzi od nas). A co się z tym wiąże standardowym widokiem są szyby naftowe. Tak, one sobie normalnie stoją w centrum miasta! To jedna z najbardziej szokujących rzeczy dla mnie bo do tej pory miałam w głowie obrazek gdzie u szejków w Zatoce Perskiej ciągną się takie naftowe pola z setkami szybów naftowych. A tu zonk to u nas stoją sobie takie pojedyncze szyby gdzieś czasem między budynkami w mieście lub zaraz na poboczu jednej z głównych ulic w mieście. Myślę, że krajobraz powoli będzie się zmieniał: Kalifornia jest pro-ekologicznym stanem i chce w kolejnych latach całkowicie przestawić się na odnawialne źródła energii, poza tym ropa kiedyś się skończy lub jej wydobycie nie będzie opłacalne.
![]() |
Szyb naftowy na środku pola (economist.com) |
![]() |
Nasze szyby wygląją mniej więcej tak (wikipedia.org) |
A propos tej ekologii to Kalifornia jest jednym z nielicznych stanów gdzie w sklepie za plastikowe reklamówki trzeba płacić. Tak, wiem, w Polsce to już od dawna, ale wierzcie mi, czasem zdarza się, że to Ameryka jest do tyłu za nami 😅 Mieszkańców innych stanów to wciąż szokuje bo jak to nie ma darmowej reklamówki??!!
Tak jak na południu mieliśmy więcej osób czarnych, tutaj mamy więcej Latynosów – biali (czyli jak to tu mówią rasa kaukaska) to mniej niż połowa społeczeństwa. Nie ułatwia mi to niestety szukania pracy bo jest sporo stanowisk (także w urzędach i różnych placówkach publicznych) gdzie wymagane jest bycie dwujęzycznym. I dla wszystkich jasne jest, że chodzi o angielski i hiszpański. Kto by pomyślał, że gdybym w dzieciństwie oglądała więcej telenowel to może teraz miałabym większe szanse na rynku pracy 😉
Jak to zazwyczaj przy przeprowadzkach bywa okazało się, że musimy dokupić parę rzeczy. I tak na przykład po czterech latach małżeństwa wreszcie dorobiliśmy się stołu i krzeseł do kuchni 😃 W naszych poprzednich mieszkaniach albo nie było na niego miejsca albo już był na wyposażeniu. A dzięki temu, że nasze obecne mieszkanie jest trochę większe niż poprzednie to urządziliśmy też sobie też mini-siłownię. Tu lato trwa większą część roku, więc nie ma to tamto, trzeba trzymać formę 😖
W kwestii pogody to tu prawie nie pada i ogólnie jest niska wilgotność powietrza, więc właściwie nie ma komarów. Są za to jadowite pająki, więc nie otwieramy balkonu 😡
![]() |
To nie piasek, to wyschnięta trawa... |
Niestety pomimo dwukrotnej wizyty w DVM (odpowiednik WORDu) nie udało nam się zarejestrować samochodu (potrzebują dodatkowego świstka z Północnej Karoliny, który donieśliśmy, ale im się nie spodobał i musimy przynieść go jeszcze raz tylko chcą, żeby niektóre sformułowania były inaczej napisane… bez komentarza).
Za to nasz samochód pomyślnie przeszedł smog inspection (mówiłam, że ekologiczny stan 😊 ). Zmieniliśmy też adresy w bankach, sklepach internetowych, w aptece (leki na receptę przychodzą mi pocztą bo tak jest taniej), u lekarza, w ubezpieczeniu itp.
![]() |
Poza miastem mamy całe pola tych wiatraków |
Nasze miasto i lokalizacja też są spoko. Pod względem liczby ludności jesteśmy więksi niż na przykład Pittsburg (swoją drogą nawet Lublin jest większy od Pittsburga 😄) czy Nowy Orlean. Z kolei Los Angeles, San Francisco czy Las Vegas są na tyle blisko, że możemy wybrać tam na weekendową wycieczkę samochodem, z czego na pewno skorzystamy w przyszłości ❤️
Jak na razie jest lepiej niż oczekiwaliśmy (chociaż ja ogólnie sobie za wiele nie wyobrażam, żeby się nie rozczarować 😅 ). A, no i mam palmy przed domem. Nie wiem kiedy mi spowszednieją, ale na razie wciąż się jaram 😊
Bardzo fajnie napisane. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń