Goście w Iowa
W czerwcu nastąpiła wiekopomna chwila i wreszcie nas ktoś
odwiedził. Kimś była rodzina Zacka, a głównym powodem odwiedzin była obrona
doktoratu. Także dla taty, brata i szwagierki Zacka była to pierwsza i zapewne
ostatnia wizyta w Iowa ;)
Żeby całkiem się nie wynudzili (a także, żeby brat Zacka nie wspominał marnie
swoich 30 urodzin, a tata Zacka dnia ojca, bo wszystko to, licząc też obroną
wypadało w ciągu 4 dni), zorganizowaliśmy im małe wycieczki do lokalnego mini
browaru oraz mini winiarni.
Bo tak, Iowa to nie tylko kukurydza, są też lokalne
winnice :) Ale najpierw zawitaliśmy do browaru:
Całości pilnował taki (bardzo przyjazny) piesio:
A w środku wyglądało to tak:
Jak już wypiliśmy piwo to na szczęście nie musieliśmy szukać
kolejnego obiektu – winnica była po sąsiedzku :)
Tym razem zdecydowaliśmy się na degustację różnych rodzajów win. Każdy dostał
taką kartkę, gdzie można zaznaczyć co się wybiera do spróbowania (koszt to
dolar za kieliszek), do słodkiego wina są czekoladki.
Na tyłach budynku były winogrona:
Oraz muzyka. Także tak spędzają niedziele mieszkańcy Iowa ;)
A z racji, że to były urodziny Jeffa (brata Zacka) to później
wstąpiliśmy do naszej ulubionej meksykańskiej restauracji, gdzie w dniu urodzin
przystojni panowie kelnerzy (nie ma kelnerek ;P ) zakładają Ci sombrero,
śpiewają sto lat częściowo po hiszpańsku (za podkład muzyczny robi zazwyczaj tamburyn) i
dają Ci szota tequili :)
Co do solenizantów to każdy wierzy na słowo i nie sprawdzają dowodu czy data
się zgadza, także za każdym razem gdy tam jesteśmy to okazuje się, że parę osób
ma urodziny ;)
Oczywiście kulminacyjnym punktem wycieczki była obrona
Zacka. Nie byłam nigdy na obronie doktoratu w Polsce, ale na jednych zajęciach
prowadzący opowiadał nam, że po obronie trzeba zabrać komisję na obiad i takie
tam. W Stanach to chyba niekoniecznie, przynajmniej Zack nic nie musiał.
Jedynie kupił jedzenie (bajgle) dla publiczności i komisji. Nie było też
szczególnego stołu dla komisji, po prostu siedli w pierwszym rzędzie (bo to była salka gdzie normalnie odbywają się zajęcia). Niektórzy
bardziej się wystroili, a inni przyszli ubrani po amerykańsku (czyt. szorty i
tiszert). Zack miał godzinę na Power Pointa gdzie opisywał swoje badania, potem
wyszliśmy i już sobie gadał z komisją. Siedzieliśmy więc z rodziną Zacka na
korytarzu czując się jakbyśmy byli na porodówce i nerwowo zerkaliśmy czy już go
wypuszczają czy nie. Sesja pytań trwała chyba z 1.5 godz., więc trochę nas
przetrzymali.
I na koniec dwie rzeczy, które w Stanach są zupełnie inne
niż w Polsce.
Zazwyczaj nie ma czegoś takiego, że „zostaje się na
uczelni”. Na nikogo posada nie czeka i o stanowisko starać się trzeba
samemu, w normalnej rekrutacji, nikt nikomu nie proponuje stanowiska. Nie
aplikuje się też na stanowisko na swojej uczelni – wyjeżdża się na inną, często
do innego stanu. Gdy ktoś siedzi za długo w jednym miejscu (np. licencja, mgr i
doktorat) to wszyscy zastanawiają się co jest nie tak z tą osobą.
A druga sprawa, która jest super fajna, to to, że jeśli Zack
chciałby od razu aplikować na stanowiska na uczelni gdzie (takie prowadziłby zajęcia)
to od razu wskakuje na stanowisko profesora. Tak, można być profesorem w wieku
26 lat, szaleństwo :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz